Mieszkaniec Chełma usłyszał dobiegające z kontenera na śmieci coś, co przypominało mu płacz dziecka. Okazało się, że był to szczeniaczek z jeszcze nie odgryzioną przez matkę pępowiną.
Bucholc o swoim znalezisku powiadomił policję. Wskórał tyle, że dyżurny podał mu numer telefonu do pracownika schroniska dla zwierząt.
– Na tego pracownika czekałem zaledwie 20 minut – dodaje nasz Czytelnik. – Zabrał pieska, ale nie wiem, czy uda się go utrzymać przy życiu. Wierzę, że w schronisku wiedzą, jak się nim zaopiekować.
W schronisku wiedzieli, ale i tak nie byli już w stanie uratować pieska. – To nie był szczeniaczek, ale ślepy osesek jeszcze w wodach poporodowych – mówi Mirosław Blacha, administrator chełmskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt. – Traf chciał, że akurat nie mieliśmy karmiącej suki. W przeciwnym razie skropilibyśmy gniazdo roztworem wody z octem, aby suka po zapachu nie zorientowała się, że ma podrzutka. Wielokrotnie nam się to udawało.
Blacha wspomina, jak kiedyś zaledwie trzykilogramowej suczce, która miała jednego szczeniaczka, podrzucili jeszcze trzy. Bez problemu odchowała całą czwórkę, chociaż już po dwóch miesiącach podrzutki o wilczym apetycie były dwa razy większe od niej.
Blacha wiele już widział, ale wciąż nie może pogodzić się z podobnymi przypadkami. Przecież szczeniaka można było przez dwa miesiące odchować i komuś oddać. W najgorszym razie ślepy miot mógł uśpić weterynarz. Chociaż może wydać się to drastyczne, ale prawo na to zezwala. Tymczasem ten, kto wrzucił oseska do kontenera, wybrał najgorsze z możliwych rozwiązań.
Pracownik, który zabrał oseska do schroniska, jeszcze tej samej nocy telefonicznie powiadomił dyżurnego policji o przestępstwie, jakim, jego zdaniem było wyrzucenie nowo narodzonego pieska do kontenera. Zgłoszenie nie zostało przyjęte.