To już stało się regułą. Również w tym roku podczas wieczornych koncertów pierwszego dnia Festiwalu Trzech Kultur sala Wielkiej Synagogi była wypełniona do ostatniego miejsca. Ci, którym nie udało wcisnąć się do środka, oglądali występy na ustawionym na zewnątrz telebimie.
– Członkowie zespołu to młodzi studenci konserwatorium – mówi Małgorzata Bem z Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, które od lat jest organizatorem festiwalu. – Na tle zawodowych klezmerów wyróżnili się żywiołowym i radosnym podejściem do muzyki. Oni po prostu tą muzyką się bawili, a publika szybko to podchwyciła.
Koncert Rzeszów Klezmer Band poprzedził występ Krystyny Tkacz, która interpretowała piosenki Kurta Tucholsky'ego, napisane przez niego jeszcze przed wojną dla jednego z berlińskich kabaretów. Bez reszty skupiła uwagę słuchaczy, podobnie jak w niedzielę udało się to Stanisławie Celińskiej, czytającej w zabytkowym kościele św. Ludwika Księgę Hioba.
Motywem przewodnim tegorocznego festiwalu była miłość we wszelkich odsłonach tego słowa. Także w znaczeniu miłości człowieka do człowieka. Jednym z pomysłów na interpretację tej relacji była pokonkursowa wystawa najstarszych portretów i zdjęć ślubnych połączona z prezentacją ślubnych obrządków w religiach katolickiej, prawosławnej i żydowskiej. I w tym przypadku frekwencja była imponująca i trudno się było temu dziwić. W końcu zwiedzający odnajdywali na pożółkłych fotografiach i monidłach swoich przodków bądź jeszcze żyjących krewnych.
Włodawianie potrzebują trochę czasu, aby ochłonąć po festiwalowych wrażeniach. Na pewno zapamiętają spotkanie z niezwykle otwartym na ludzi Zbigniewem Zamachowskim. Także towarzyszącego Irenie Santor Mateusza Damięckiego oraz Beatę Czernecką z Piwnicy pod Baranami. Ponadto wiele innych nazwisk i festiwalowych zjawisk. A wszystko to za sprawą garstki muzealników, jak na ironię, poza dyrektorem, pracujących na połówkach etatów.
Tak tani impresariat imprezy tej rangi nie ma chyba w kraju precedensu.