1 kwietnia marihuana znika w Czechach z listy substancji zakazanych i trafia do spisu leków. Nowelizacja prawa o narkotykach, zatwierdzona przez deputowanych i senatorów, podpisana przez byłego prezydenta Vaclava Klausa, budzi jednak kontrowersje.
Problem jednak tkwi w szczegółach. Narkotyk będzie dostępny w aptekach na elektroniczne recepty, ale za pełną odpłatnością. Tymczasem chorzy uważają, że marihuana na receptę powinna być refundowana przez państwo. Do tej pory pacjenci za importowany lek, oparty na konopiach indyjskich, musieli płacić 8 tysięcy koron i wielu nie było na to stać.
Pierwszą partię marihuany Czesi sprowadzą z Holandii i - jak mówi Martin Pliszek szef wydziału prawnego w ministerstwie zdrowia - "niestety, ceny będą dyktować importerzy. Ich wysokość będzie zależna od warunków importu i dystrybutorów”. Jednocześnie Pliszek uspokaja, mówiąc, że legalnie sprzedawana, holenderska marihuana w aptekach nie powinna kosztować więcej niż 250-350 koron za gram. Pacjent miałby mieć prawo do zakupu miesięcznej dawki wielkości 5 gramów.
Pacjentów i samych polityków takie tłumaczenie jednak nie uspokaja. Ponieważ w aptekach cena leku będzie wyższa niż na czarnym rynku, a miesięczne normy niskie, chorzy nadal będą kupować marihuanę nielegalnie. Na czarnym rynku cena grama tego narkotyku wynosi 130-200 koron, jest więc niższa od tej, która ma być w aptekach.
"Ministerstwo nakręca jedynie dobry biznes handlarzom narkotyków, rywalizującym z dystrybutorami” - twierdzi deputowany opozycyjnej CzSSD Iirzi Koskuba.
66-letni Zdenek Majzlik, emerytowany pracownik siłowni jądrowej w Temelinie, uprawia konopie w swoim przydomowym ogródku. Marihuany potrzebuje dla 45-letniej córki, chorej na stwardnienie rozsiane. "Nie stać mnie na kupno narkotyku od handlarzy, a (uprawiając marihuanę) jestem traktowany jak dealer i nieustannie grozi mi więzienie. Czuję się zaszczuty. Czekam, kiedy ktoś z sąsiadów złoży na mnie donos i policja wkroczy na moje podwórko. Córka potrzebuje dziennie 5 gramów marihuany, więc limity ustalone w aptekach wydają mi się śmieszne. Muszę ją uprawiać. Kupując ją na czarnym rynku musiałbym miesięcznie wydać 22 tysiące koron. Skąd miałbym na to brać? Dlatego uprawiam 18 krzaków konopi. Może, zamiast sprowadzać marihuanę, należało zalegalizować jej przydomową uprawę w celach leczniczych ?” – zastanawia się Majzlik.
Czechy należą do najbardziej liberalnych w Europie, jeśli chodzi o narkotyki. Od 1 stycznia 2010 roku posiadanie małej ilości środków odurzających, w tym marihuany, zaliczanej do grupy tzw. narkotyków miękkich, jest wciąż nielegalne, ale nie jest karane.
Rodzi się także pytanie o uczciwość lekarzy przepisujących leki na receptę.
"Będziemy kontrolować sytuację. Mamy dostęp do centralnego rejestru pacjentów. Nie może być tak, że chory otrzyma recepty jednocześnie od kilku lekarzy” – twierdzi krajowy koordynator do spraw walki z narkotykami Jindrzich Voborzil.
Ministerstwo zdrowia uważa, że sytuacja poprawi się w roku 2014, po powstaniu krajowych plantacji konopi, zakładanych pod nadzorem Państwowego Instytutu Kontroli Leków (SUKL). Martin Pliszek zapowiada, że SUKL będzie wydawał firmom koncesje na uprawy, które wpisze do specjalnego rejestru i będzie odbierał towar po 70-80 koron za gram suszu.
"To też niczego nie rozwiąże. Takie plantacje będą dobrym biznesem dla nielicznych rolników, a nie dla pacjentów” – uważa wiceprzewodnicząca senatu Alena Gajduszkova.
Rolnicy też nie wykazują entuzjazmu. "Nie zostały wydane żadne rozporządzenia. Dopiero w przyszłym roku ministerstwo zdrowia określi warunki upraw w kraju" – mówi dystrybutor konopi Michal Jakesz.