Adrianna wracała z dyskoteki. Podwózkę do domu zaproponowało jej pięciu ochroniarzy. W mieszkaniu, jak twierdzi dziewczyna, została wykorzystana seksualnie. Dlaczego policja nie chciała przyjąć zawiadomienia o gwałcie?
To miała być zwykła, sobotnia impreza. Adrianna z przyjaciółmi bawiła się całą noc w położonej nad brzegiem morza plażowej dyskotece, nad ranem wraz z koleżanką wracały do jej mieszkania.
– Pamiętam, że zaczęłyśmy się kłócić, nawet nie wiem, o co poszło. Powiedziałam jej, żeby szła pieszo do domu, a ja zadzwonię po taksówkę. Potem podjechał szary mercedes. Zapytali, gdzie idę, powiedziałam, że do domu, a oni, że mnie zawiozą. Nigdy wcześniej nie zachowali się wobec mnie brzydko. Pomyślałam, że moje koleżanki w zeszłym roku z nimi imprezowały. Co może mi się stać? To było pięciu facetów – opowiada Adrianna Lewna.
Dziewczyna znała mężczyzn z szarego mercedesa. Większość z nich to ochroniarze z plażowej dyskoteki, gdzie spędziła noc. Adrianna tuż po wejściu do auta zaczęła tracić świadomość. – Pamiętam tylko jak mnie obmacywali – mówi.
Samochód podjechał pod blok. Choć Adrianna nie pamięta tej chwili, pewne jest, że pięciu mężczyzn z półprzytomną kobietą znalazło się w mieszkaniu. Cała piątka ćwiczy w jednym ze słupskich klubów. Jeden z nich nazwał grupę Złotą Piątką.
– Nie wiem, czy wyszłam z auta sama, czy oni mi pomogli. Pamiętam tylko jak w mieszkaniu jeden z nich stał nade mną nagi – mówi Adrianna.
Gdy do mieszkania dotarła jej przyjaciółka i zastała w nim mężczyzn z nieprzytomną, nagą koleżanką, wezwała policję. – Policjanci nic nie zrobili. Zlekceważyli to – ubolewa Adrianna.
Jedna z policjantek obecnych w mieszkaniu zeznała: „[Adrianna – red.] Na nasze pytanie, do czego doszło w sypialni, odpowiedziała śmiejąc się, że nie doszło do seksu, ale zrobiła im l…” – Nie było tak. Zdecydowanie nie – zapewnia Adrianna.
Policjanci nie chcieli przyjąć zawiadomienia o gwałcie. Kiedy Adrianna oprzytomniała i zrozpaczona wracała do własnego domu, zadzwonił telefon. Mama jej koleżanki zaproponowała, że pomoże jej w zgłoszeniu gwałtu na policję.
– Przyjechała Ada, weszłyśmy do komisariatu. Podeszłam do dyżurnego i mówię, że dziewczyna została zgwałcona i proszę, żeby sporządzić notatkę i pobrać próbki. Pan dyżurny powiedział, że byli jego policjanci w tamtym mieszkaniu rano i z tego, co mu wiadomo, to ona świetnie się bawiła. Dziewczyna zaczęła przy mnie płakać. Widząc, jaka jest sytuacja zaczęłam prosić, żeby przyjął zgłoszenie. Zadałam pytanie, czy mam jechać do Słupska? A dyżurny: „Może pani nawet do Warszawy jechać”. Dziewczyna była zrozpaczona, przerażona. Samo to, że pięciu mężczyzn poszło za nią do domu. Mężczyzn, którzy mają dziewczyny, rodziny, dzieci. Po co? – pyta pani Grażyna.
Udało nam się porozmawiać z jednym z mężczyzn, którzy tamtego dnia weszli z Adrianną do mieszkania. – Dziewczyna, która nas pomawia, zrobiła przyjemność koledze w postaci seksu oralnego, a nagle na policję przychodzi dzień później zawiadamiając o rzekomym gwałcie. Jego zdaniem dziewczyna sama wpuściła ich do mieszkania.
– Jeżeli ona była kompletnie pijana to jak trafiliśmy do jej mieszkania, skoro ona nawigowała nasz samochód? Kto odtworzył kod domofonu? Jakby była kompletnie pijana toby nawet nie otworzyła tego domofonu. Pewnie nie pamiętałaby cyfr – mówi mężczyzna.
Dlaczego mężczyźni poszli wówczas do mieszkania dziewczyny? - Zapraszała nas na drinka. Mówiliśmy, że jest nas pięciu. Ona na to, że to nie jest problem. „Nie raz było u mnie kilku panów”.
Adrianna złożyła skargę na policjantów, którzy nie zajęli się sprawą. Ku jej zdziwieniu, pismo uznano za bezzasadne.
– Policjanci, którzy natychmiast przyjechali na miejsce zdarzenia, najpierw musieli wykonać wstępne czynności, żeby to zdiagnozować – mówi Robert Czerwiński, oficer prasowy Komendy Policji w Słupsku i dodaje: – Wskazane zarzuty w prowadzonym postępowaniu nie potwierdziły się. Policjanci w tamtym momencie zadziałali prawidłowo. Policjanci są wykonują obiektywnie swoje czynności. Tutaj nie ma żadnego matactwa. Z drugiej strony mamy do czynienia z dwiema osobami, które znajdowały się pod wpływem alkoholu.
Dr Bartosz Fieduci, który wspiera prawnie Adriannę Lewną zwraca uwagę na krzywdzące oceny ofiar gwałtów. – Niestety w społeczeństwie panuje niesprawiedliwy pogląd, że jeżeli mamy do czynienia z ofiarą, która nie nosi na sobie śladów przemocy, tak jak pokrzywdzona, to jej wersja jest poddawana pod wątpliwość. Podobnie jest, jeżeli kobieta znajduje się pod wpływem alkoholu, to też w odczuciu społecznym podważa się jej wersję. Zgoda na wypicie, to nigdy nie jest zgoda na współżycie – podkreśla.
W prowadzonym przez słupską prokuraturę śledztwie do tej pory nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. Mężczyzn ze Złotej Piątki, którzy mieli wykorzystać bezradność dziewczyny, przesłuchano wyłącznie w charakterze świadków.
– Postępowanie prowadzone jest w sprawie doprowadzenia ustalonej osoby do innych czynności seksualnych. Za ten czyn grozi kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat – mówi Sylwia Knapik, zastępca Prokuratora Rejonowego w Słupsku.
Nagłośnienie sprawy Adrianny przez jedną z gazet wywołało zaskakujący efekt – część opinii publicznej stanęła po stronie mężczyzn ze Złotej Piątki, zaś oni sami nabrali pewności siebie. Od tej pory kobieta musi się zmagać nie tylko z traumą.
– Idę po mieście, a oni śmieją mi się w twarz i mówią: „Ej, ty zgwałcona”. Były dni, że wpadałam w depresję, że leżałam w łóżku, płakałam, nie widziałam sensu życia – przyznaje Adrianna.
– Zawsze winna jest ofiara. Z góry się zakłada, że sama się o to prosiła. Nie dziwie, że niejedna sprawa nie jest wyjaśniana, bo kobiety boją się i wstydzą. Nie mają tyle siły, by przez to przejść – mówi Małgorzata Lewna, matka Adrianny.