Lublin, ul Północna 28 c, tel. 81 441 19 99
Czynne codziennie od 7 do 22, w
Wizyta w tej restauracji, gdzie w toaletach słychać świst parowozu, a na ścianach wiszą tabliczki z napisami „Tor zajęty” i „Czyściciel w rozjazdach” – będzie mi się śniła po nocach.
Ceny w karcie są wysokie, ale właściciele na stronie zapewniają, że Locomotiva wyrusza, zabierając swoich gości w niezwykłą podróż po krainie dobrych smaków. Na początek kelner namówił mnie na „Tatar. Specjalność Locomotivy”. To polędwica wołowa z kaparami i marynowanymi boczniakami ułożona na grillowanym chlebie z jajkiem i paluszkiem francuskim o smaku anchois za 27 zł. Moja kulinarna towarzyszka zamówiła „Sałatkę z karmelizowaną wołowiną” za 31 zł. To grillowane plastry wołowiny z sałatką z rukoli, kurek, sera feta i pomidorów koktailowych. Podano do stołu. Obie potrawy wyglądały oszałamiająco. Mój tatar został posiekany, wymieszany z kaparami, uformowany w kształt walca i podany na grzance. Jednak już na pierwszy rzut oka szary kolor mięsa zwiastował to, co najgorsze. Pierwszy kęs potwierdził diagnozę. Smak kaparów nie zdołał zatuszować skwaśniałego mięsa, które najświeższe chwile miało już za sobą. Szkoda, bo sałatka z wołowowiną była świeża, pełna różnych smaków i po prostu zjawiskowa.
Z zup zamówiliśmy minestrone za 10 zł i „Zupę węgierską – specjalność Locomotivy” za 14 zł. Z polędwiczką wieprzową, papryką, cebulą i pieczarkami, na prawdziwym wywarze wołowym. Zostały pieknie podane (ciekawa porcelana). Węgierska była smaczna, ale bez szaleństw. Natomiast minestrone zaskoczyła nas domowym, delikatnym, naturalnym smakiem.
Pora na drugie. Przesympatyczny kierownik lokalu polecił M. „Polędwiczkę wieprzową w młotkowanym pieprzu i pietruszce z puree ziemniaczanym, z sałatką z kasztanów, brukselki i boczku z sosem demi glace” za 35 zł. Ja zamówiłem „Policzki wołowe z puree borowikowo-
kasztanowym, grillowaną polentą, karmelizowanymi marchewkami i emulsją z czerwonego wina” za 32 zł. I znów, jak przy tatarze, dostałem przetworzone w kształt walca mięso, którego kolor tym razem był szaro-
brązowy. Na pytanie, co to jest i gdzie są policzki, uzyskałem odpowiedź, że jest to „mięso oddzielone”. Smakowało gorzej niż odsmażona wołowina z puszki. Zamiast delikatnych medalionów, bo w takiej formie podaje się to danie, dostałem oddzieloną wołowinę, zleżałą w rozpaczy na wyczekiwaniu klienta. I nic nie zmieni, że polędwiczka była najlepsza, jaką jadłem w Lublinie.
Nasza ocena? Zapłaciliśmy 185 zł. Jak na restaurację przy stacji benzynowej jest bardzo drogo, nierówno i czasem tragicznie. Tatara już tu nie zjem nigdy.
Waldemar Sulisz