Pożyczają lub kupują samochody, ale przeważnie nie mają prywatnych komórek. Twierdzą, że nie prowadzą wyborczych rozmów. Tak lubelscy urzędnicy, kandydujący do parlamentu prowadzą swoje kampanie.
- W ogóle nie prowadzę kampanii, - mówi Adam Wilczewski, II wicewojewoda lubelski. - Jeśli już muszę gdzieś pojechać w ramach kampanii to jadę prywatnym renault talia. Od października ub. roku mam prywatną komórkę. Dla potrzeb kampanii mam też telefon na kartę od platformy, która dostałem jako jej pełnomocnik - dodaje.
Użyczonym od kuzyna, ciemnozielonym BMW jeździ w kampanii,
Arkadiusz Bratkowski, marszałek Lubelszczyzny. Nie korzysta z komórki w kampanii.
Użyczył samochód do prowadzenia kampanii także Krzysztof
Szydłowski, wicemarszałek
województwa. - Zawarłem z kolegą umowę notarialną. Nie zastanawiam się, na którą imprezę zapraszają mnie jako wicemarszałka,
a która jest wyborcza. Na wszystkie, które można traktować jako łączenie funkcji marszałka ze spotkaniami z potencjalnymi wyborcami, jeżdżę czerwoną toyotą avensis. Komórkę prywatną mam od dawna. Kupiłem ją jeszcze nie myśląc o wyborach.
Koralowym cinquecento, pożyczonym od ojca jeździ Janusz Szpak, członek Zarządu Województwa. Od trzech lat ma prywatną komórkę. Staroście lubelskiemu Janowi Łopacie motocyklista rozbił prywatnego fiata mareę. Komórki prywatnej nie ma. - Ja nie dzwonię, tylko dzwonią do mnie - stwierdza.
Zbigniew Bagiński, członek
Zarządu Miasta ma aż trzy prywatne samochody. - Dwuletniego fiata punto, dziesięcioletniego wartburga i 30-letnie volvo - wylicza. Nie ma natomiast prywatnej komórki.
- Raczej w moim imieniu dzwonią członkowie mojego sztabu
- stwierdza.