Właściciel terenu przy Szewskiej nielegalnie wyciął drzewa. Ma zapłacić ponad 650 tys. złotych kary.
Kara, którą musi zapłacić właściciel posesji przy Szewskiej jest jedną z najwyższych, jakie w ostatnim czasie nałożyli lubelscy inspektorzy ochrony środowiska. Decyzja w tej sprawie ma być podpisana dzisiaj.
Dzika wycinka zaczęła się w połowie lutego. Pracę pilarzy przerwała wizyta inspektorów zaalarmowanych przez jednego z mieszkańców. Urzędnicy szukali w dokumentach pozwolenia na wycinkę, które ze względu na to, że jest to ścisłe śródmieście mógł wydać tylko konserwator zabytków. Ale takiej zgody nie było.
Właściciel terenu został wezwany na wizję lokalną, jednak na Szewską nie przyjechał. Zamiast tego zjawili się tam robotnicy, którzy wyciągali z ziemi pnie będące dowodem nielegalnej wycinki. Mieli pecha, bo na zacieraniu śladów przyłapała ich policja, straż miejska i urzędnicy od ochrony zieleni. Inspektorzy obfotografowali i obmierzyli wszystkie pniaki.
- Napisał, że nie mógł przyjść na wizję lokalną, bo był chory. I dodał, że teraz wyjeżdża za granicę i zgłosi się do nas, jak wróci. Nie czekaliśmy i zgodnie z ustawą naliczyliśmy karę - informuje Józef Piotr Wrona z Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta.
Jeszcze większej kary mogą się spodziewać robotnicy przycinający drzewa na skwerze Szkoły Podstawowej nr 6 przy ul. Czwartaków. - Około 30 drzew przycięto niezgodnie ze sztuką ogrodniczą - dodaje Cebula. Ale w tym przypadku kary nie będzie trzeba płacić od razu. Zostanie ona warunkowo zawieszona na kilka lat. Jeśli drzewa obumrą - urzędnicy będą egzekwować pieniądze.