Nie tak powinien wyglądać Dzień Kobiet dla pani Ludmiły: jako uchodźczyni, w kolejce do konsulatu, w punkcie wydawania prowiantu. W podobnej sytuacji są tysiące kobiet, które uciekły do nas przed wojną
Jest wtorek, wczesne popołudnie. Przy ul. Popiełuszki od godziny działa jeden z dwóch uruchomionych przez miasto punktów wydawania żywności uchodźcom z Ukrainy.
– Wydałam już około trzydziestu paczek – mówi nam wolontariuszka Iwona. – Jest w nich przede wszystkim kasza, ryż, makaron, konserwy, chemia.
Chcę tu przeczekać
Chwilę później kolejne trzy paczki trafiają do pani Ludmiły: dla niej, dla 9-letniej córki i 16-letniego syna. Wywiozła ich samochodem z ogarniętej wojną Ukrainy. – Przyjechałam z Mikołajewa. Do granicy jechałam dobę, na granicy czekałam cztery godziny – opowiada kobieta.
Na Ukrainie została jej mama, która mieszka we wsi niedaleko miasta. – Tam jest spokojnie – mówi pani Ludmiła, która wciąż ma kontakt telefoniczny z bliskimi. W ojczyźnie został również jej brat. – Nie mógł wyjechać, bo nie puszczają przez granicę. On nie ma jeszcze 60 lat, ma 45 i musi tam zostać.
– Jakie mam teraz plany? Zostaję w Lublinie, będę czekać na koniec wojny. Chcę znaleźć sobie pracę, wyprawić dzieci do szkoły – odpowiada pani Ludmiła, która na Ukrainie pracowała w sklepie. – Tutaj znajoma znalazła mi pracę w restauracji. Chcę szybko zrobić w konsulacie papiery dla dziecka i pójdę do pracy.
Potrzeby są ogromne
W punkcie widać sporo prowiantu, ale wolontariuszka zapewnia, że potrzeby są jeszcze spore. – Mamy mało konserw rybnych, mięsnych i warzywnych. Mamy mało chemii, potrzeba gotowych dań obiadowych w słoikach i puszkach – wylicza pani Iwona. – Najbardziej potrzeba by było soczków i słoiczków dla dzieci i musów w tubkach. Jakieś słodycze też by się przydały – dodaje kobieta.
* Darów nie należy przynosić do punktu przy Popiełuszki 35a, bo tutaj żywność jest tylko wydawana. * Można z nimi iść do punktów Polskiego Czerwonego Krzyża (Puchacza 6, Bursaki 17, pl. Litewski 3) oraz Caritas (al. Unii Lubelskiej 15). A z PCK można się kontaktować pod numerem 81 532 08 27.
W punkcie nie brakuje za to chętnych do pomocy. – Nie mam pracy, dysponuję czasem, chcę go jakoś spożytkować – mówi pani Maria, która przychodzi tu podczas naszej rozmowy. Wtedy akurat nie potrzeba rąk do pracy, ale później mogą się przydać.
Ludmiła chce być silna
Trzy paczki pani Ludmiły to ciężkie reklamówki. Kobieta chce jechać z nimi autobusem, z przesiadkami, na odległą stąd Ponikwodę. Tam znajduje się dom, do którego przygarnęli ją dobrzy ludzie.
– Poradzę sobie – zapewnia nasza rozmówczyni i pokazuje na wyświetlaczu telefonu program podpowiadający przesiadki w komunikacji miejskiej. Nie chcemy jej puścić w taką trasę i po chwili trzy reklamówki lądują w bagażniku redakcyjnego auta.
W samochodzie pytamy jeszcze, jak całą tę sytuację znoszą dzieci. – Córka znosi dobrze – odpowiada pani Ludmiła. – Ale starszy, Miszka, chce jechać na Ukrainę.
Pytanie o to, czy szesnastolatek chce wracać, by walczyć, nie padło. Uwięzło nam w gardle.
Punkty wydawania żywności
Po paczki z prowiantem można się zgłaszać na plac Miasteczka Ruchu Drogowego przy Al. Zygmuntowskich 4 (od poniedziałku do piątku od godz. 9 do 15) oraz do budynku przy Popiełuszki 35a (od poniedziałku do piątku w godz. 12-17 oraz w soboty od godz. 10 do 12). Pomoc mogą odbierać nie tylko uchodźcy, ale też osoby, które przyjęły ich pod swój dach.