"Garmaż" przy ul. Jana Sawy w Lublinie został skontrolowany wczoraj wieczorem. Okazało się, że posiłki były tam robione w złych warunkach, a na miejscu wbrew pozwoleniu obrabiano warzywa i jajka.
Przedsiębiorca mówił, że jajka gotuje w domu. - My nie przyjmujemy takiego tłumaczenia - mówi Sawa-Wojtanowicz.
Sanepid ocenił, że stan w garmażerce był bardzo zły. Zamrażarka była brudna z resztkami jedzenia. Na podłodze walały się wytłaczanki po jajkach, słoiki po produktach, skrzynki i worki z odpadami. Podłoga kleiła się od resztek jedzenia. Obok żywności stały worki z odpadami. W pomieszczeniu w którym robiono jedzenie leżały brudne opony samochodowe. Ser żółty, rodzynki czy salami nie miały etykiet producenta (nie było źródła pochodzenia). Pojemniki do transportowania produktów miały być myte w zaprzyjaźnionej piekarni za Bychawą.
- To nie był bałagan roboczy. Znaleźliśmy szereg rażących naruszeń przepisów - stwierdza Sawa - Wojtanowicz.
"Garmaż" produkuje m. in. kanapki do szkół. Sawa - Wojtanowicz nie zdradza do których. - Nie chcemy straszyć rodziców i dzieci. Nie mieliśmy zgłoszeń o zatruciach. Naszą rolą jest zapobieganie takim sytuacjom - mówi kierownik.
Właściciel firmy dostał już 500 zł mandatu.