Janusz Goral ponad 10 lat był na rencie. Ale lekarze orzekli, że może pracować i odebrali mu świadczenie.
nie miał renty.
Kłopoty ze zdrowiem pana Janusza zaczęły się w 1994 roku. - Wieńcówka, dyskopatia, zwyrodnienie kręgosłupa i wrzody - wylicza Janusz Goral z Gościeradowa. - Nie mogłem dalej pracować, wystąpiłem o rentę.
Lekarze nie mieli wątpliwości: Goral jest schorowanym człowiekiem i należy mu się świadczenie. Otrzymywał je aż do 2001 roku. Wtedy komisja lekarska przy lubelskim oddziale ZUS po raz pierwszy orzekła, że mężczyzna jest zdolny do pracy i renta mu się nie należy.
- Wysłali mnie do sanatorium - opowiada pan Janusz. - Tamtejsi lekarze potwierdzili wszystkie moje schorzenia. Ale ZUS wiedział swoje.
Mężczyzna odwołał się do sądu. W 2003 roku biegli sądowi rozwiali wszystkie wątpliwości, co do stanu zdrowia Gorala. Wyliczyli wszystkie jego choroby i stwierdzili: "Nie podzielamy dotychczasowego orzeczenia orzeczników ZUS i stwierdzamy częściową niezdolność do pracy. Stan zdrowia opiniowanego uległ pogorszeniu, a nie poprawie”.
Na kolejnej komisji pan Janusz miał się stawić w 2005 roku. Tym razem lekarze uznali, że mimo wszystkich schorzeń, w tym przewlekłej niewydolności wieńcowej, jego stan znów się poprawił, więc renta mu się nie należy. Goral rozpoczął walkę przed sądem, którą w 2007 roku przegrał.
Gdy czekał na dokumenty z sądu, miał... zawał. Przeszedł dwie operacje. I w styczniu 2008 roku ponownie stanął przed lekarzami orzecznikami. Ci bez cienia wątpliwości uznali, że jest całkowicie niezdolny do pracy.
- Wystąpiłem o przywrócenie renty. I wtedy okazało się, że świadczenie mi się nie należy, bo... miałem zbyt długą przerwę w rencie! - mówi Goral.
W lubelskim oddziale ZUS sprawa Janusza Gorala jest doskonale znana. - Pan Goral nie ma prawa do świadczenia, gdyż nie może minąć więcej niż 18 miesięcy od ustania prawa do renty - tłumaczy Wojciech Andrusiewicz, rzecznik ZUS w Lublinie.
Ten paradoks najbardziej denerwuje pana Janusza: - Gdyby mi w 2005 roku nie zabrali renty wszystko byłoby dziś w porządku! Zszargali mi nerwy i na koniec zostawili bez środków do życia.
Nie dowiedzieliśmy się, na jakiej podstawie lekarze w 2005 roku uznali, że Janusz Goral jest zdrowy i odmówili mi renty.
- Wszystkie dokumenty są w sądzie - tłumaczy Andrusiewicz. Podkreśla jednak, że decyzja, którą podtrzymał wtedy sąd, musiała być słuszna. - Nie ma renty dożywotniej. Zdarzają się sytuacje, że stan chorego po rehabilitacji się poprawia.
Zawał, który przeszedł pan Janusz, świadczy jednak o czymś zupełnie innym. Dziś mężczyzna nie ma nawet na leki. Znów walczy o swoje prawa w sądzie.