Przewoźnik z Krosna chce wytoczyć sprawę świdnickim policjantom. Właściciel pojazdu twierdzi, że zarzuty policji były bezpodstawne.
Autobus miał zawieźć dzieci z Lubelszczyzny na kolonie do Włoch. Właściciel pojazdu twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne.
O zdarzeniu pisaliśmy wczoraj. Wyjazd na kolonie zaplanowano na 6 rano. Rodziców zaniepokoił jednak stan autokaru.
- Od razu było widać, że coś jest nie tak. Zbity reflektor, brak części błotnika - mówiła pani Ewa, mama 12-letniego Damiana. Dlatego wezwali policję.
Funkcjonariusze znaleźli kilka usterek.
Zatrzymali dowód rejestracyjny wozu i skierowali go na badania techniczne. Kierowca pojechał na stację diagnostyczną w Lublinie. Po niespełna godzinie wrócił z podbitymi dokumentami. Ale i tym razem nie przeszedł policyjnych oględzin.
- Naszym zdaniem, usterki nie zostały usunięte. Kierowca nie mógł nawet otworzyć pokrywy silnika - tłumaczy Tomasz Dejer, rzecznik KPP w Świdniku.
Na życzenie rodziców organizator podstawił nowy pojazd. Stary wrócił do Krosna.
- Tego samego dnia, w obecności policjantów oraz pracowników Inspekcji Transportu Drogowego z Rzeszowa, jeszcze raz skontrolowaliśmy autokar. Nie było żadnych zastrzeżeń. Wóz był sprawny - zapewnia Jacek Pener, pełnomocnik firmy przewozowej "Barbara”.
- Poza tym, zanim autobus dojechał do Świdnika, przeszedł kontrolę w Łęcznej. Tamtejsi funkcjonariusze nie mieli zastrzeżeń do jego stanu technicznego. Tylko w Świdniku chcieli być mądrzejsi od diagnostów - dodaje.
Firma zastanawia się nad wytoczeniem sprawy świdnickim policjantom.
- Zostaliśmy oczernieni bezpodstawnie. Tak tej sprawy nie zostawimy! - zapewnia Pener.