Właściciele składów opału zacierają ręce. Nie tylko z zimna. Od kilku dni nie mogą opędzić się od klientów. Ludzie, przyzwyczajeni do łagodnej zimy, zrobili niewystarczające zapasy węgla. Teraz to nadrabiają.
W firmie „Agro Carbon”, jak woda idzie węgiel z Ukrainy i Kazachstanu. – Klientów jest naprawdę dużo. Mamy pełne ręce roboty – cieszy się Marianna Pachocka. – Ludzie biorą różne ilości. Po pół tony, 300, 100 kilogramów. Wszystko zależy od zasobności portfela.
To, że mimo siarczystych mrozów nie zapominamy o liczeniu pieniędzy potwierdza także Zdzisław Borys z firmy „Handel Opałem”. On proponuje zmarzluchom węgiel krajowy: ze Śląska i Bogdanki. – Schodzi wszystko od miału po orzech – mówi. – Ludzie liczą się z każdym groszem. Są tacy, którzy kupują na tony, ale i tacy którzy przychodzą z workami.
W firmie „Transakcja” z placu znika dziennie około 20 ton węgla. Chociaż chętni nie stoją jeszcze w kolejkach, ruch jest duży i utrzymuje się od rana, aż do zamknięcia składu. – Bardzo dużo osób kupuje małe ilości – mówi Zbigniew Wrona, właściciel składu. – Wiadomo jak to jest jak brakuje pieniędzy. Kupi się trochę, potem wpadną jakieś pieniądze i znowu się dokupuje. Takich ludzi, co biorą na worki, przychodzi nawet pół setki dziennie.
Czy nie musimy się bać, że węgla zabraknie? – Raczej nie – uspokaja Wrona. – Ale mogą być kłopoty z terminami dostaw. Już tworzą się kolejki na Śląsku, a na takim mrozie, to i samochody szwankują. •