Patryk Vega ma ręce pełne roboty. Dość powiedzieć, że w ciągu ostatnich trzech lat zrealizował cztery filmy kinowe i dwa seriale telewizyjne. Ale to jeszcze nic. W tym samym czasie do księgarń trafiły cztery napisane przez niego książki. Czy narzucając sobie takie tempo, da się nakręcić dobry film?
Na ekrany kin wchodzi właśnie „Pitbull. Niebezpieczne kobiety”. To trzecia już odsłona autorskiej serii Vegi „o policjantach i gangsterach”. Druga – „Nowe porządki” – swoją premierę miała zaledwie kilkanaście miesięcy temu. Powracają starzy, lubiani bohaterowie, ale pojawiają się też nowe twarze. Dochodzi też do zasadniczego przetasowania na pierwszym planie, w końcu – jak głosi tytuł – w nowym „Pitbullu” pierwsze skrzypce grają kobiety.
Cielecka, Ostaszewska, Kulig, Dereszowska, Bachleda Curuś – Vedze tym razem udało się zebrać naprawdę imponujące nazwiska, a to przecież zaledwie kobieca część obsady. Jego bohaterki stoją po obu stronach barykady: są policjantkami jak Jadźka i Zuza i są kobietami gangsterów, jak „Drabina”. Na pozór są silne, zdeterminowane i niebezpieczne. W świecie zdominowanym przez mężczyzn, walczą o swoje do upadłego. Ale życie każdej z nich napiętnowane jest nieszczęściami.
Podobnie jak „Nowe porządki”, tak i „Niebezpieczne kobiety” składają się z różnych wątków, w których prym wiodą równorzędni bohaterowie. W zamierzeniu te zbitki scen mają się zazębiać i składać w pewną fabularną całość. W praktyce niestety narracja nieustannie się rwie i rozłazi, czy to z powodu dociskanych na siłę wątków, czy też fabularnych dziur. Mimo wszystko jednak nowa produkcja Vegi wydaje się być pod tym względem znacznie bardziej dopracowana od swojej poprzedniczki, co zaskakuje, zważywszy na krótki czas powstania „Niebezpiecznych kobiet”.
Dość ciekawie najnowszy film Vegi prezentuje się aktorsko. Poza znanymi już serii aktorami, jak Stramowski, Ostaszewska czy Grabowski, którzy grają to, do czego zdążyli już nas przyzwyczaić (zwariowana Olka Ostaszewskiej to postać, którą zdecydowanie chce się na ekranie oglądać), Vega zaprosił do swojego projektu także kilka nowych twarzy. Artur Żmijewski z pozytywnym skutkiem próbuje zerwać z łatką ojca Mateusza, natomiast Alicja Bachleda Curuś wciela się w zupełnie nietypową dla siebie rolę. Całe show kradnie jednak Sebastian Fijałkowski wcielający się w nietuzinkowego gangstera – „Cukra”.
Vega niestety powtarza swoje błędy z poprzednich filmów – brakuje tu wyraźnego scenariusza, całość cierpi na nadmiar bohaterów, a reżyser nie potrafi zrezygnować ze scen, które być może sprawdzają się jako anegdotki w jego książkach, przedstawiających prawdziwe wydarzenia z życia gangsterów, lecz nie koniecznie w kinie. Ale w „Niebezpiecznych kobietach” jest również to, co zadecydowało o sukcesie poprzednich części. Mafijne porachunki, korupcja, bezceremonialność w obnażaniu brudów przedstawionego świata i duża dawka mocnych, efektownych, a niekiedy szokujących sekwencji. To wszystko składa się w dość chaotyczną, jednak potrafiącą chwycić za gardło całość.
Jeśli więc podobały się wam poprzednie odsłony tej opowieści, to „Niebezpieczne kobiety” zdecydowanie powinny przypaść wam do gustu. Bo to brudne, efektowne kino z ciekawymi aktorskimi kreacjami i sporą dawką humoru. Kto jednak narzekał na scenariusz poprzedniego filmu Vegi i brak zapanowania reżysera nad filmową materią, ten będzie męczył się również tutaj. Z tym że to taki rodzaj kina, który aż prosi się o przymknięcie oka na mankamenty i zanurzenie się w ten intrygujący mimo wszystko świat.
>>>
Film „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” m.in. w sieci kin Cinema City. Sprawdź repertuar w Lublinie.