Nie chcemy, aby maliny jednym razem kosztowały 11 zł/kg, a drugim, jak dziś, 2 zł/kg. Chcemy ustabilizowanych cen – apelowała w imieniu producentów Małgorzata Dęga z Bobów, która ma 4-hekatorową plantację tych owoców
– Rozmawiałem z rolnikami i mieli łzy w oczach – relacjonował dziennikarzom Andrzej Maj (PSL), starosta kraśnicki, który dzisiaj wspólnie z producentami malin ze swojego powiatu przedstawiał w siedzibie ludowców w Lublinie aktualną sytuację plantatorów. – Tak niska cena owoców może zakończyć się katastrofą nie tylko dla producentów malin, ale i gospodarki – przestrzegał Maj.
– Mam 7-hektarową plantację. Żyję tylko z malin, a mam na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci – opowiada Krzysztof Wiertel z Majdanu Rodlińskiego (powiat lubelski). – Przez 4 lata współpracowałem z jedną z firm. W tym roku zaproponowali mi stawkę 2 zł/kg.
W granicach 2 zł/kg oscyluje też cena w punktach skupu. A to – jak podkreślają rolnicy – dużo poniżej kosztów.
– Cztery lata temu jako Związek Sadowników zwróciliśmy się do Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, który wyliczył nam cenę wyprodukowania kilograma malin. Było to 3,40 zł – zaznacza Sławomir Brzósek ze Związku. – A przecież wówczas ceny środków do produkcji czy paliw były na zupełnie innym poziomie. Inne były też koszty zatrudnienia pracowników z Ukrainy, bo tylko na nich możemy się oprzeć. Stawka 8 zł za godzinę ich pracy już dawno przeszła do historii. Za tyle nikt nie chce wyjść na pole.
Do tego dochodzą jeszcze inne problemy. – Np. ustawa o pracownikach sezonowych, która oznacza nowe procedury i koszty – mówi starosta kraśnicki i dodaje, że sytuację pogarsza likwidacja dopłat do malin.
Kolejny problem to cena za owoce, o której rolnicy dowiadują się w ostatniej chwili. Dlatego też apelują, aby umowy z odbiorcami były podpisywane wcześniej. – Tak jak w przypadku plantatorów tytoniu powinno to być w marcu albo w kwietniu – zaznacza Brzósek. – Tymczasem u nas umowa jest podpisywana z dnia na dzień. Nie ma ceny minimalnej, tylko cena dnia, a o niej dowiadujemy się, kiedy już przywieziemy owoce do punktu skupu.
Plantatorzy podkreślali też, że mają problem z pracownikami, bo Ukraińcy „wjeżdżający na paszporty biometryczne mają olbrzymi problem” z przekroczeniem granicy.
Informacji tej nie potwierdza jednak rzecznik prasowy komendanta Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. – Absolutnie nie ma żadnych problemów z wjazdem obywateli Ukrainy, którzy przyjeżdżają do Polski, aby tu legalnie pracować. Jeśli ktoś ma paszport biometryczny to wystarczy mu pozwolenie na pracę. Nie musi już jechać po wizę do ambasady – podkreśla por. SG Dariusz Sienicki. Dodaje, że Straż Graniczna co roku organizuje spotkania z przedsiębiorcami, podczas których wyjaśnia, w jaki sposób można legalnie zatrudnić obcokrajowców.