Najpierw stworzył go genialny Marie-Antoine Carême, kucharz cara Aleksandra I. Z carskiej kuchni trafił do Lublina. Kotlet de volaille był najszykowniejszym daniem karnawałowym w latach dwudziestych. Był, bo się zbył.
Lokal sąsiadował z najelegantszym kinem "Corso” i był otwarty do wczesnych godzin rannych, ponieważ wieczorne senasy X muzy były w "Europie" kontynuowane.
W restauracji pracowali znakomici kucharze, wykształceni za granicą. Ich niedościgłym mistrzem był Marie-Antoine Carême, francuski kucharz, który gotował dla cara Aleksandra I, Talleyranda, cesarza Franciszka II i barona Rothschilda.
Po francusku
Słynne danie według przedwojennej receptury przyrządzał w "Powszechnej” Kazimierz Mirosław, jeden z największych autorytetów kulinarnych tamtych lat. Podobnie jak w "Europie” Józef Łanczont, który uczył się kucharskiej sztuki przed wojną na litewskim dworze Radziwiłłów. Podawano je także w prestiżowej restauracji hotelu "Unia”.
– Miałam to szczęście, że Lucjan Klaczyński, ówczesny szef kuchni nauczył mnie, jak powinien być zrobiony prawdziwy de volaille – opowiada Eliza Kunc, właścicielka restauracji "U Elizy” w Piaskach.
• Jak?
– Dawniej w sprzedaży nie było porcjowanych kurczaków. Kotlety de volaille przyrządzano z piersi kurczaka, przy której pozostawiano wytrybowaną kostkę skrzydłową. Podobnie jak schabowe z kostką. Pan Klaczyński położył na stole kurczaka i kazał mi wykroić porcję. Potem była cała ceremonia z przyrządzeniem. I próbowanie – dodaje Eliza Kunc.
Tak się robi de volaille
4 piersi z kurczaka z kostką, 20 dag masła, 2 jajka, pietruszka, sok z cytryny, mąka, bułka tarta, sól, pieprz, sklarowane masło na smażenie.
Wykonanie:
Najpierw robimy masło. Siekamy natkę pietruszki, wkładamy do miski, ucieramy z miękkim masłem. W trakcie ucierania wlewamy sok z cytryny. Doprawiamy solą z pieprzem. Z powstałej mały formujemy cztery wałeczki i chowamy do lodówki.
Piersi z kurczaka oczyszczamy z błon. Delikatnie rozbijamy je gładkim tłuczkiem. Przy krawędzi bardziej niż w środku. – Dobrze rozbita pierś powinna mieć kształt dużego liścia o grubości około 1 centymetra – mówi Eliza Kunc. I dodaje – Dawni mistrzowie wklepywali w rozbitą pierś polędwiczkę, co nadawało daniu szlachetności.
Każdą porcję mięsa skrapiamy sokiem z cytryny, posypujemy z obu stron pieprzem i solą, zwijamy i odkładamy na talerz. Przygotowujemy panierkę. Do jednego talerza wsypujemy mąkę, do drugiego bułkę tartą, w trzecim rozkłócimy jajka. Z lodówki wyjmujemy wałeczki maślane.
Na desce układamy pierwszy kotlet, kładziemy na nim wałeczek z masła i rolujemy. Przyklepujemy cienki brzeg mięsa, tak by dokładnie "zlepić” całość. – Kotlet ma zwężać się do dołu, tam powinna znaleźć się kostka. De volaille w kształcie wrzeciona musi być bardzo szczelny – tłumaczy Eliza Kunc.
Na patelni rozgrzewamy sklarowane masło. Każdy kotlet obtaczamy w mące, potem jajku i bułce. Smażymy na ostrym ogniu, aż kotlety się zrobią złote i chrupiące. Zmniejszamy ogień i dosmażamy przez pięć minut.
– Podajemy z ziemniakami z wody i glazurowaną marchewką – dodaje Eliza Kunc.