31-letni górnik uległ ciężkiemu wypadkowi pod ziemią, przeszedł trepanację czaszki. Ale Bogdanka dopiero po sześciu godzinach zawiadomiła prokuraturę. Choć miała obowiązek zrobić to niezwłocznie.
Górnik został przetransportowany śmigłowcem na oddział intensywnej terapii szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Tam stwierdzono krwiak wewnętrzny i podjęto decyzję o trepanacji czaszki.
Choć stan mężczyzny był bardzo poważny, Bogdanka dopiero po 6 godzinach zdecydowała się powiadomić o wypadku. O godz. 13.08 informację otrzymał Okręgowy Urząd Górniczy w Lublinie, o godz. 13.25 policja, pięć minut później prokuratura.
Lubelska prokuratura jest tym zaskoczona. – Dyżurny kopalni zapytany, dlaczego zrobił to dopiero po sześciu godzinach odpowiedział, że kopalnia czekała na ustalenie stanu zdrowia górnika. Bo o lżejszych wypadkach nie musi powiadamiać od razu – mówi Bożena Wasiewicz, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie.
Na miejsce pojechał prokurator, by dokonać oględzin miejsca wypadku. – Zwrócimy się z pytaniem, kto w kopalni zdecydował, że o wypadku powiadomiono nas dopiero po sześciu godzinach – dodaje prokurator Wasiewicz.
– Wypadek nie został początkowo zakwalifikowany jako ciężki – tłumaczy rzecznik Zięba. – Dopiero po informacji ze szpitala, dyżurny ruchu między godziną 12.50 a 13.30 uruchomił procedury przekazania informacji.
Czy doszło do zwłoki? – Trudno mi to ocenić. Ta decyzja leżała w kompetencjach dyżurnego, a oceni ją stosowny organ górniczy – dodaje Zięba.
Wyższy Urząd Górniczy w Katowicach ma w tej kwestii jasne zdanie. – O każdym wypadku w kopalni należy zawiadomić urząd niezwłocznie, czyli jak najszybciej – mówi Jolanta Talarczyk, rzecznik prezesa WUG w Katowicach. – O tym wypadku pierwszą informację otrzymaliśmy o godzinie 14.15, a obszerniejszą o 19.30.
Okręgowy Urząd Górniczy w Lublinie staje murem za Bogdanką. – Niezwłocznie nie znaczy natychmiast – uważa Henryk Cholewa, z-ca dyrektora OUG w Lublinie. – Zostaliśmy powiadomieni niezwłocznie.