Strażnik więzienny, który po pijanemu zabił w wypadku swoją rodzinę powinien wcześniej wyjść na wolność. Takie stanowisko zajął dyrektor zakładu karnego, w którym karę odbywa Stanisław Z. Odwołał się od postanowienia sądu, który zdecydował o pozostawieniu skazanego za kratami.
- Spełnienie przez skazanego wymogów formalnych oraz fakt, że w sposób właściwy odbywa karę i jest nagradzany, nie są wystarczającą przesłanką do zwolnienia - wyjaśniał wówczas sędzia Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. - Dostosowanie się do określonych wymogów jest obowiązkiem skazanego.
Według sądu, Stanisław Z. zbyt krótko przebywa w zamknięciu, by mieć pewność, że nigdy już nie siądzie za kierownicą po pijanemu. W środę dyrektor zakładu złożył zażalenie na postanowienie sądu.
- Moim zdaniem Sąd Okręgowy w Lublinie nie wziął pod uwagę wszystkich czynników prognostycznych przemawiających za przyjęciem przekonania, iż osadzony po zwolnieniu będzie przestrzegał porządku prawnego - mówi płk. Zbigniew Drożyński, dyrektor Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim.
Z deklaracji dyrektora wynika również, że w jeśli zażalenie nie poskutkuje, wciąż będzie wnioskował o przedterminowe zwolnienie Stanisława Z. Warunkiem jest odpowiednia ocena postępów w resocjalizacji, wystawiona przez komisję penitencjarną.
Stanisław Z. był strażnikiem w lubelskim areszcie śledczym. W czerwcu 2012 r. doprowadził do tragicznego wypadku. Wraz z żoną i czterema córkami bawił się na grillu. W drogę powrotną wyruszył za kierownicą samochodu. W Wólce Rokickiej zderzył się z nadjeżdżającą z przeciwka kią. W wypadku zginęła żona strażnika oraz jego dwie córki. Dwójka starszych dzieci i kierowca kii zostali ciężko ranni. Badanie wykazało, strażnik miał 2,5 promila alkoholu w organizmie.
Stanisławowi Z. groziło do 12 lat więzienia. Sąd skazał go na 4 lata i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. W drugiej instancji zakaz ten skrócono do 10 lat.