Najpierw na odłowienie bezpańskiej suczki nie było pieniędzy. Potem weterynarz uznał, że przygarnęła ją szkoła.
W ubiegłym tygodniu suczka się oszczeniła i teraz trzeba odnaleźć nie tylko ją, ale i jej młode. Urząd przyznaje, że sprawa odwlekała się ze względu na koszty. – Nie było pieniędzy na odłowienie, ale już się znalazły – mówi Renata Leszczyńska z Urzędu Miejskiego w Bełżycach.
Chodzi o 420 zł, które gmina płaci weterynarzowi za złapanie psa i oddanie go do schroniska. – Zleciliśmy to weterynarzowi z Ciecierzyna. Mieszkaniec Bełżyc ma mu wskazać, gdzie obecnie jest suczka – informuje Leszczyńska.
Weterynarz przyznaje, że dostał takie zlecenie z gminy. – Zadzwoniłem do szkoły, ale usłyszałem, że ten pies im nie przeszkadza. Zrozumiałem to w ten sposób, że się nim opiekują i odstąpiłem od odławiania – podkreśla lekarz.
że jeden z mieszkańców pomoże mu go znaleźć.
Tymczasem jedna ze zniecierpliwionych mieszkanek Bełżyc poinformowała o wszystkim Fundację Lubelska Straż Ochrony Zwierząt. Zdaniem szefowej organizacji, weterynarz nie powinien angażować mieszkańców w odławianie psa, bo zwierzę może być niebezpieczne.
– Jeżeli działa w porozumieniu z gminą i pobiera za to wynagrodzenie, to powinien to zrobić bez niczyjej pomocy – mówi Aleksandra Limianin-Białogrzywy. – To jest duży pies, w dodatku może bronić młodych.
Okazuje się jednak, że weterynarz, który odławia psy w Bełżycach, nie ma obowiązku robić tego w żadnym określonym terminie.
Wiadomo natomiast, jak może postępować. – Może uśpić szczeniaki, ale dorosły pies ma trafić do schroniska – informuje Leszczyńska. – Jeżeli znajdziemy legowisko, to na pewno na początku tego tygodnia psy zostaną zabrane – zapewnia.