Tylko 1659 złotych unijnych dotacji przypada na jednego mieszkańca Lubelszczyzny. To najgorszy wynik w kraju. Wszystko przez brak odwagi, doświadczenia i… pieniędzy.
Skąd tak fatalny wynik Lubelszczyzny? – Przegrywamy, bo firmy i samorządy słabo starają się o fundusze przyznawane centralnie np. przez ministerstwa – tłumaczy marszałek województwa Krzysztof Grabczuk (PO). Dodaje: – Przedsiębiorcy i samorządowcy boją się rywalizować z innymi regionami.
– Rzeczywiście jest mniej chętnych do centralnych pieniędzy. Brak odwagi, doświadczenia i majątku – zauważa Henryk Łucjan, prezes Fundacji Rozwoju Lubelszczyzny. I jako przykład podaje centralny Program Innowacyjna Gospodarka. – Największe szanse na dofinansowanie z tego programu mają firmy lub grupy firm z doświadczeniem, kapitałem, działami badawczo-rozwojowymi – tłumaczy Łucjan.
A takich próżno u nas szukać. Tymczasem np. Rzeszów posiada prężne firmy z sektora lotniczego, które mają ugruntowaną pozycję i wiedzą, o co zabiegać. – Dużej, wyspecjalizowanej firmie łatwiej dostać rządowe granty niż raczkującej konkurencji z Lubelszczyzny. Trzeba umieć walczyć o pieniądze. Dlatego wspólnie z Akademią Podlaską robimy projekt za 19 mln zł. To był nasz pomysł, ale sami byśmy nie dali rady go zrealizować – stwierdza Łucjan.
O wiele lepiej idzie nam wykorzystanie pieniędzy przeznaczonych tylko dla województwa lubelskiego. Chodzi o Regionalny Program Operacyjny. Zajmujemy czwarte miejsce w realizacji planu wydawania środków na pierwsze półrocze 2009 r. Przekroczyliśmy go o prawie 200 proc.
Problem w tym, że do RPO trafiło tylko 24 proc. funduszy unijnych. O resztę trzeba się starać w stolicy.
Ale Urząd Marszałkowski chce zachęcić przedsiębiorców i samorządowców do walki o centralne pieniądze. – Zdecydowaliśmy otworzyć w naszych oddziałach w Lublinie, Zamościu, Chełmie i Białej Podlaskiej punkty informujące właśnie do środkach przyznawanych przez poszczególne ministerstwa – mówi marszałek Grabczuk.