Nie udało się ustalić, do kogo należały psy, które przed rokiem zagryzły kobietę w Kraczewicach Rządowych.
– Nie ustalono jednoznacznie właściciela psów, które śmiertelnie pokąsały kobietę – mówi Dorota Czopek, zastępca prokuratora rejonowego w Opolu Lubelskim.
Pod koniec grudnia 2011 roku, tuż po godzinie szóstej rano, 42-letnia mieszkanka w Kolonii Poniatowej przyszła na przystanek. Miała jechać do pracy w Spółdzielni Niewidomych w Lublinie. Pogryzła ją sfora psów. Nikt nie widział ataku. Zmasakrowaną kobietę zauważył dopiero rowerzysta, który przejeżdżał obok miejsca tragedii o godz. 7. Lekarz z pogotowia stwierdził, że nie żyje.
Kobieta zmarła z wykrwawienia. Miała liczne rany kąsane, poszarpane ubranie. Na odzieży śledczy znaleźli trochę psiej sierści. Policjanci rozpoczęli poszukiwania psów, które mogły zagryźć 42-latkę. Dotarli do mężczyzny, który na swojej posesji w Kraczewicach trzymał cztery owczarki.
Kluczowa dla śledztwa miała być ekspertyza zlecona uchodzącemu za najlepszy w kraju Instytutowi Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Od psów został pobrany materiał DNA. Porównano go z sierścią znalezioną na zwłokach. Wyniki ekspertyzy niczego nie wyjaśniły.
– Okazało się, że do badań porównawczych nadawały się tylko cztery włosy znalezione na swetrze, berecie i kurtce zagryzionej kobiety – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Biegli nie wykluczyli, że pochodzą od psów zatrzymanych po zagryzieniu, ale też tego jednoznacznie nie potwierdziły. Takie DNA ma siedem proc. psów.
Niczego nie przyniosło również badanie śladów znalezionych przy zagryzionej kobiecie, które również porównano do odcisków łap podejrzewanej o atak czwórki psów. Eksperci nie wykluczyli, ale też nie potwierdzili, że pochodzą od tych samych zwierząt.
W ostatnich tygodniach prokuratura jeszcze raz przesłuchała mieszkańców Kraczewic. Również ich zeznania niczego do sprawy nie wniosły. Twierdzili, że tamtego poranka niczego podejrzanego nie zauważyli.