Na budowie ekspresówki uszkodziłem samochód na źle oznakowanej wysepce – alarmuje Czytelnik.
– Na wysokości wiaduktu powstającego w pobliżu Karczmy "Bida”. Nadziałem się na wysepkę oddzielającą pasy ruchu od filarów budowanego wiaduktu. Jechałem z prędkością zgodną z ograniczeniem na tym odcinku, czyli 40 km/h. Mimo to nie mogłem uniknąć najechania na przeszkodę, bo na jej początku nie było znaku nakazującego jej ominięcie. Przednia część auta została zniszczona – pisze Czytelnik.
Nie był jedyną ofiarą wysepki. Kilka metrów dalej stał samochód, którego kierowca chwilę wcześniej miał taki sam wypadek. Był to obcokrajowiec.
– Miał szczęście, pomogłem mu wezwać policję i oznakować miejsce kolizji. Czekając na patrol, obserwowaliśmy, jak inne auta manewrują, żeby ominąć wysepkę-pułapkę. Po kilkunastu minutach pojawił się patrol. Wysiadł rosły funkcjonariusz i oświadczył po chwili oględzin, że jedyne co może zrobić, to wystawić nam mandaty za brak umiejętności prowadzenia pojazdów mechanicznych – relacjonuje Czytelnik.
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy lubelski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Sprawdziliśmy ustawienie znaków. Przed 1 listopada nakaz jazdy z prawej strony był umieszczony prawidłowo, na początku wysepki – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik GDDKiA.
Drogowcy po naszej interwencji wczoraj sprawdzili oznakowanie. Rano nie było znaku. – Widocznie ktoś go skosił – mówi Krzysztof Nalewajko. – Został ustawiony z powrotem. A jeśli chodzi o odszkodowanie, to za plac budowy odpowiada wykonawca tego odcinka S17, czyli konsorcjum Mota-Engil. Można się zwrócić do tej firmy bezpośrednio albo za naszym pośrednictwem – kończy Nalewajko.
O komentarz zwróciliśmy się też do policji. Komenda Wojewódzka wyjaśnia sprawę.