Lubelscy taksówkarze mogą odetchnąć z ulgą. Uber, czyli alternatywa dla tradycyjnych taksówek, nie planuje na razie wejścia do Lublina . Powód? Zbyt niskie stawki lubelskich korporacji
Uber to aplikacja na smartfony, która umożliwia zamówienie przejazdu u kierowców współpracujących z firmą w danym mieście. By zostać jednym z nich trzeba m.in. mieć skończone 21 lat i czterodrzwiowy, nie starszy niż 10-letni samochód. Obowiązujące aktualnie stawki to: 5 zł za zamówienie kursu; 1,40 zł za przejechany kilometr i 25 gr za każdą minutę jazdy. Transakcja odbywa się bezgotówkowo, jest pobierana z karty kredytowej pasażera. 20 proc. kwoty trafia do Ubera.
W Polsce aplikacja najpierw pojawiła się w Warszawie. Obecnie mogą z niej korzystać także mieszkańcy Łodzi, Krakowa, Wrocławia, Poznania, Trójmiasta i aglomeracji śląskiej. Zwolenników tej usługi nie brakuje także w Lublinie. W ubiegłym roku zorganizowali oni spotkanie poświęcone zasadom korzystania z Ubera i korzyściom, jakie może on nieść dla kierowców i pasażerów. Pojawiły się nawet głosy, że w naszym mieście mógłby on ruszyć z początkiem tego roku.
– Przyglądamy się Lublinowi, ale na razie nie mamy planów operacyjnych związanych z tym miastem – mówi tymczasem Ilona Grzywińska, rzecznik prasowy polskiego oddziału spółki.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, firma rzeczywiście planowała uruchomić swoją aplikację w Lublinie w pierwszym kwartale tego roku. Zdecydowała się jednak odłożyć te plany w czasie co najmniej o kilka miesięcy.
– Stawki oferowane przez lubelskie korporacje taksówkarskie są za niskie. Są porównywalne z tym, co oferuje Uber więc dla firmy byłoby to nieopłacalne – mówi nam osoba zorientowana w sprawie. – Rynek lubelski nie jest dla nich łakomym kąskiem. Mamy niższe stawki niż w dużych miastach w Polsce – przyznaje Piotr Rodak, prezes korporacji Ale Taxi.
W innych miastach, w których pojawiał się Uber dochodziło do protestów taksówkarzy. – Myślę, że u nas byłoby podobnie. To nie jest uczciwa konkurencja. U nas każdy kierowca musi posiadać licencję, przejść badania lekarskie, mieć zalegalizowany taksometr z kasą fiskalną, znać topografię miasta – wylicza Piotr Rodak.