Z Dariuszem Korczyckim, z Centrum Garniturowego w Lublinie rozmawiamy o tym, jak to się stało że zamiast koszul i garnitury firma postawiła na produkcje maseczek
- Produkowane przez Centrum Garniturowe maseczki są już rozdawane na ulicach Lublina. Jak to się stało?
- Wychodząc rano do pracy zobaczyłem jak moja sąsiadka idzie po mleko dla swoich kotów. Mimo obowiązku nie miała maseczki. To starsza i samotna już osoba. Dałem jej maseczkę. Była mile zaskoczona. I wtedy narodziła się myśl, że takich osób może być więcej. Dlatego zadzwoniłem do komendantów Straży Miejskiej i Policji mówiąc, że mogę nieodpłatnie przekazać kilkaset maseczek. Pomysł był taki, żeby funkcjonariusze rozdawali je w Lublinie osobom, które jeszcze ich nie mają. Niektórzy nie mają pieniędzy żeby je kupić, inni nie zdążyli tego zrobić, albo nie mieli gdzie. Rozdanie maseczek jest ważne ze względów zdrowotnych dla nas wszystkich, ale i dobre wizerunkowo dla całego miasta.
- Jaki był odzew?
Bardzo dobry. Komendant Straży Miejskiej mój pomysł dodatkowo udoskonalił. My pakujemy maseczki w opakowania po 50 sztuk, a oni mają dużo woreczków, w które strażnicy wkładali wezwania dla kierowców. Teraz tych wezwań jest znacznie mniej, a woreczki zostały. Ich pracownicy biurowi mają też trochę mniej pracy więc maseczki popakują. Świetny pomysł. Nasze maseczki pojechały do SM kilka godzin później.
- Gdzie jeszcze zobaczymy wasze maseczki?
Białe w krateczkę mają kierowcy MPK. W naszych maseczkach będzie też chodzić Straż Miejska. Zresztą każdy może podjechać do naszego Centrum Garniturowego przy Mełgiewskiej 11. To bezpieczne zakupy. Wychodzę na zewnątrz i sprzedaję. Mamy różne modele.
- Jak to się stało, że Centrum Garniturowe szyje maseczki?
Jak jest wojna to się szyje mundury, jak epidemia to maseczki. Mamy materiał. W maseczkach jest fizelina, którą dajemy do garniturów. Zapotrzebowanie jest bardzo duże. Robimy co możemy żeby pomóc. Może to zabrzmi górnolotnie, ale traktujemy to w tej chwili jako swój obowiązek.
- Ale to też szansa na przetrwanie kryzysu.
Do niedawna sprzedawaliśmy ponad 1,5 tys. garniturów miesięcznie. To wyjątkowe rzeczy szyte w Lublinie na miarę. Kroiliśmy też nietypowe lub duże rozmiary. Teraz to się skończyło, a ruszyło zapotrzebowanie na maseczki. Produkujemy je już od miesiąca i mam przeświadczenie, że ta działalność może być potrzebna przez kolejne 9 miesięcy. Dużego zarobku z tego nie ma. To raczej służba. W związku z koronawirusem będziemy mieć duże straty. Mamy np. nakrojone piękne wiosenne marynarki błękitne w kratę. Już ich nie sprzedamy. Trzeba się z tym pogodzić. Taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie.
- Czekacie na otwarcie galerii handlowych?
Liczymy się z tym, że nawet gdy tak się stanie to obroty po pandemii będą znacznie niższe. Ludzie będą mieli nie tylko mniej pieniędzy, ale i inne potrzeby.