- Byłabym już na emeryturze, ale przez Iwonę muszę dalej pracować. Zabrała mi wszystkie pieniądze. Moje i syna, który przez cztery lata oszczędzał w Anglii - mówi pani Anna*, bliska krewna „finansistki z Bełżyc”. Sama opiekuje się drugim, niepełnosprawnym synem. Przez kilka lat nie miała kontaktu z Iwoną K.
Aż do 2013 roku, kiedy pośredniczka dowiedziała się o krewnym pracującym na Wyspach Brytyjskich. - Zadzwoniła, zrobiła się bardzo przyjacielska - wspomina pani Anna. - Zaczęłyśmy się częściej widywać. Wypytywała o syna. Gdzie pracuje, ile zarabia. Wtedy jeszcze niczego nie podejrzewałam. Mówiłam, że syn pracuje 7 dni w tygodniu. Bardzo chce wrócić, ale zbiera pieniądze, żeby jakoś urządzić się w Polsce.
Telefon za telefonem
Iwona K. zaproponowała ciotce i jej synowi wyjątkowo zyskowną inwestycję.
- Powiedziała, że może nam pomóc. Ma bardzo dobre polisy inwestycyjne i wynegocjowała z prezesami w Warszawie świetne warunki. Potraktują nas wyjątkowo, a ona da nam zarobić lepiej niż innym. Iwona cały czas podkreślała, że ma bardzo dużo klientów, bo ludzie jej ufają. Polecają jedni drugim. Rzeczywiście, przy każdym spotkaniu odbierała telefon za telefonem - wspomina pani Anna.