Do popołudnia odczuwalne były w piątek skutki strajku kolejarzy, którzy na dwie godziny zablokowali rano ruch pociągów. Nie chcą stracić zniżki w opłatach za przejazdy.
– W porze strajku nie wyjechało, bądź utknęło w trasie w sumie 16 naszych pociągów. Ostatecznie wszystkie wyjechały i dotarły do celu – mówi Zofia Dziewulska z Lubelskiego Zakładu Przewozów Regionalnych. Najwięcej, ok. 2 godzin spóźnienia miał pociąg Chełm–Terespol, który stanął w Trawnikach, bo nie dostał zgody na dalszą jazdę.
Między godz. 7 a 9 z dworca nie wyjechały też pociągi PKP Intercity do Bydgoszczy, Wrocławia i Szczecina. Inne składy dalekobieżne miały spore opóźnienia. TLK "Wieniawski” z Rzeszowa, gdy powinien być w Kraśniku był zaledwie w Tarnobrzegu.
Komunikaty z megafonów zapraszały podróżnych na darmowe gorące napoje, które w tej sytuacji kolej miała obowiązek zapewnić. Kolejny komunikat: jest strajk, będą utrudnienia. Ale z pytaniem "o co chodzi?” trzeba było iść do związkowców, którzy zajęli się spacerem po torach, ale wyjaśnieniem po co chodzą – już nie.
– To przecież jakieś obyczaje z poprzedniej epoki, kto ma dzisiaj takie zniżki? – irytuje się oburzona Ewelina Laskowska, która rano chciała wydostać się pociągiem w kierunku Warszawy.
– Te ulgi to przywilej, który kolejarze zyskali jeszcze za czasów marszałka Piłsudskiego, a nie jakiś komunistyczny obyczaj – mówił Mirosław Oleszczuk, przewodniczący "Solidarności” w lubelskim oddziale PKP Cargo. Czy kolej stać na utrzymanie takich zniżek? – Stać, skoro stać na utrzymywanie samochodów służbowych wszystkich spółek PKP – oburza się Cezary Kozar z PKP Cargo.
Związki zapowiadają, że jeśli nie będzie porozumienia z pracodawcami, podejmą strajk generalny.