W czwartek krwiodawcy mieli swoje święto. – Oddaję krew od 1987 roku. Po raz pierwszy, gdy potrzebowała jej córka mojej koleżanki z pracy. Od tamtej pory robię to regularnie – mówi Jerzy Drąg, który na swoim koncie ma już ponad 47 litrów.
– Robię to z potrzeby ratowania czyjegoś życia, bo krwi nie da się wyprodukować i nie można jej niczym zastąpić – tłumaczy Drąg. Dla wielu to rodzinna tradycja. – Zbliża się 80 litrów. Po raz pierwszy do centrum krwiodawstwa przyprowadził mnie tato – wspomina Robert Bukowski, prezes klubu przy MPK Lublin. – Miał 70 litrów na koncie, więc już go przegoniłem.
Wszyscy podkreślają, że oddawanie krwi, nic nie kosztuje i nie boli. – Jedyny lęk, jaki można odczuwać, to chyba przed igłą – mówi Radkowski. – Nie ma mowy o żadnym zakażeniu. Wszystko jest sterylne, czyste i bezpieczne.
– Same plusy. Raz, że człowiek jest częściej badany przez lekarza, więc ma aktualne wiadomości na temat swojego zdrowia. Dwa, że krew się regeneruje, więc organizm ma większe siły obronne – mówi Zygmunt Barszczewski, który w ciągu 50 lat oddał 104 litry.
Krew oddają również młodzi ludzie. – Organizujemy akcje cyklicznie, co trzy miesiące – mówi Joanna Kowalczyk, nauczycielka z Zespołu Szkół nr 5 w Lublinie. – W każdej uczestniczy ok. 100 osób. Ciekawe, że młodzi ludzie często mówią, że chcą oddać krew, bo mogą w ten sposób pomóc osobie, której nigdy nawet nie poznają.
Ilu jest dawców w Lublinie? – Tysiące – odpowiada Alicja Dunin z Lubelskiego Oddziału Okręgowego PCK w Lublinie. – Potrzeby są zabezpieczone – mówi Andrzej Ratuszniak, przewodniczący Lubelskiej Okręgowej Rady Honorowego Krwiodawstwa. – Trudności pojawiają się w wakacje. Wtedy z Lublina wyjeżdża część młodzieży.
Dawcą może zostać prawie każdy. Warunki są proste. – Krew może oddawać każdy zdrowy człowiek, który chce się nią podzielić, ma przynajmniej 18 lat i nie więcej niż 65 – mówi Ratuszniak.