Dwie osoby straciły życie w łazience bloku, w którym od lat szwankuje wentylacja. Prawdopodobnie zaczadziały. Tymczasem jeden z mieszkańców od dawna dopomina się o naprawę przewodów wentylacyjnych.
- Pani prokurator powiedziała, że to prawdopodobnie zaczadzenie - mówi Waldemar Lenard, syn jednej z ofiar, który dokonał makabrycznego odkrycia.
Blok ogrzewany jest z miejskiej sieci, ale ciepła woda płynie z indywidualnych piecyków. To właśnie piecyk mógł być źródłem zabójczego czadu. - Nasze czujniki nic nie wykazały, ale gdy byliśmy na miejscu, okna były już pootwierane - zastrzega Michał Badach ze straży pożarnej.
Decydujące będą wyniki sekcji zwłok. - Powinny być znane za trzy tygodnie - mówi Jerzy Gałka, wiceszef Prokuratury Rejonowej Lublin-Południe, która prowadzi śledztwo w sprawie tragedii.
- Dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci.
- Boję się, że następny mogę być ja - mówi Józef Bondyra, jeden z sąsiadów ofiar. Od lat skarży się na wentylację.
W październiku w protokole okresowej kontroli kominiarz napisał, że w przewodach spalinowych trzech lokali (nie ma wśród nich tego, w którym doszło do tragedii) w ogóle nie ma ciągu. Protokół dał zarządowi wspólnoty mieszkaniowej. Ale to nie wspólnota, a sam kominiarz powiadomił o tym zakład gazowniczy.
- Odcięli mi gaz. Podłączyli go później, gdy wspólnota powiedziała im, że już wszystko jest w porządku - mówi Bondyra.
- Że u mnie był za słaby ciąg? Pierwsze słyszę - dziwi się Stanisław Dąbrowski, lokator jednego z mieszkań wymienionych w protokole kominiarza. - Nikt mi niczego takiego do tej pory nie powiedział.
Dokumenty z kontroli bada już prokuratura. - Dwa tygodnie przed tragedią w bloku był przegląd - potwierdza Gałka. - Wykazał, że przy zamkniętych oknach nie było ciągu. Lokatorzy byli o tym uprzedzeni.
- Tak, dowiedziałem się, że mam się kąpać przy otwartych drzwiach wejściowych od mieszkania - denerwuje się Bondyra.
Szef wspólnoty mieszkaniowej Stanisław Szymański nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nieprawidłowości są usuwane i w jakiś sposób zostaną usunięte - mówi.
Bondyra już w grudniu chciał zainteresować sprawą prokuraturę. Policja wszczęła nawet dochodzenie w sprawie domniemanego przestępstwa, ale szybko je umorzyła.