Rozmowa z Wojciechem Jabłońskim, dyrektorem operacyjnym spółki Heliseco ze Świdnika zajmującej się gaszeniem pożarów z powietrza w całej Europie.
– Robimy to już od 20 lat, więc można mówić o sporym doświadczeniu. Mamy wyrobioną, rozpoznawalną markę na świecie. I jesteśmy jedyną taką firmą w Polsce. Ekipa w Hiszpanii liczy 72 osoby – to piloci i mechanicy. W bazie pod Madrytem stacjonuje 14 Sokołów, drugie tyle mają Hiszpanie i je również obsługujmy. Nasze Sokoły sprawdzają się w akcjach. I dobrze układa nam się współpraca z hiszpańskimi strażakami.
• Czy akcje, w których bierzecie udział są niebezpieczne?
– Gasimy pożary z powietrza, więc to na pewno specyficzny rodzaj latania. Tu nie ma elementów planowych, trzeba na bieżąco improwizować. Zawsze jest adrenalina. Do tej pory ustrzegliśmy się poważniejszych wypadków. Na przestrzeni 20 lat spłonął tylko jeden śmigłowiec. To było w 2005 roku. Na szczęście, nikomu z załogi nic się nie stało. To zresztą jeden z naszych mocnych atutów.
• Ile operacji przeprowadzacie w sezonie?
– Sezon na pożary trwa w Hiszpanii ok. 5 miesięcy. Przeprowadzamy w tym czasie średnio 3,5 tys. operacji. Ale na przykład w gorącym roku 2006 było ich aż 5 tys. Jedna akcja trwa od 40 minut do 1 godziny 30 minut. Choć zdarzają się też nawet dwugodzinne. Teraz gorąco jest w centralnej Hiszpanii. Właśnie wylatuję koordynować tam akcje naszej ekipy.