Przed bardzo poważnymi skutkami likwidacji gimnazjów ostrzega miejski samorząd. Chodzi nie tylko o losy uczniów i 1200 pracowników, ale też ciasnotę w niektórych szkołach podstawowych i koszty dla miejskiej kasy zmuszonej do wypłaty odpraw zwalnianym załogom
Likwidacja gimnazjów była jednym z punktów programu, z którym Prawo i Sprawiedliwość występowało w kampanii wyborczej do parlamentu. Teraz zapowiedzi te potwierdza jako zwycięska partia mogąca rządzić samodzielnie. Deklaracje te budzą strach wśród pracowników gimnazjów niepewnych swoich posad. – Rok 2016 powinien być rokiem debaty o podwyżkach dla nauczycieli, a nie rokiem kolejnego strachu – mówi Celina Stasiak ze Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Będzie problem z tym, że nauczyciele zostaną zwolnieni, a znajdą pracę w innej szkole, o ile będzie to uzasadnione godzinami – przyznaje Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
– I to miasto będzie musiało wypłacać sześciomiesięczne odprawy nauczycielom, niezależnie od tego, czy znajdą pracę, czy nie – dodaje Mariusz Banach, przewodniczący Komisji Oświaty i Wychowania w Radzie Miasta.
Ratusz obawia się też problemów z pomieszczeniem uczniów w podstawówkach. – W niektórych szkołach nie jesteśmy w stanie przyjąć więcej dzieci – przestrzega Żuk i jako jeden z przykładów podaje najbardziej zaludnioną miejską podstawówkę nr 51 przy Bursztynowej. – Na dzień dzisiejszy szkoła ta nie przejmie części dzieci, które przejdą z gimnazjów.
Wczoraj miejscy radni przyjęli sprzeciw wobec planowanej likwidacji gimnazjów. Stanowisko spisali radni Wspólnego Lublina, czyli koalicjanta Platformy Obywatelskiej. I to ich głosami przyjęty został apel, któremu przeciwni byli radni PiS broniący zapowiadanej przez nową premier zmiany w systemie oświaty.
– Ta zmiana spowoduje, że będzie dużo więcej miejsc pracy dla nauczycieli. Jeśli państwo są przeciwko temu, to serdecznie gratuluję – stwierdza Zdzisław Drozd, radny PiS.
– Nieprawdą jest, że nie zostaną zamknięte szkoły, bo szkoła to nie budynek, ale ludzie, którzy zostaną zwolnieni z pracy i zatrudnieni gdzie indziej, a przeniesienia też kosztują – podkreśla Tomasz Szabłowski, dyrektor Gimnazjum nr 10. Uważa, że szkolnictwo powinno się reformować nie tyle zmianą struktury, ile programem nauczania. – Zmiana struktury nie spowoduje, że 15-latek będzie myślał inaczej i robił co innego.
Ratusz podaje, że w miejskich gimnazjach zatrudnionych jest 887 etatowych nauczycieli oraz 300 pracowników niepedagogicznych.