Na Starym Mieście zaczęły się zdjęcia do filmu „Zieja” w reżyserii Roberta Glińskiego. Pierwszego dnia Lublin wcielił się w rolę Słupska, ale w tym samym filmie zostanie jeszcze ucharakteryzowany… na Rzym. Jest szansa, że końcowy efekt zobaczymy jeszcze w tym roku. W poniedziałek podglądaliśmy filmowców przy pracy
Staromiejska ul. Złota nie była w poniedziałek sobą. Na ścianach wisiały szyldy w języku niemieckim. Na płocie, którym scenografowie zasłonili odnowioną fasadę bazyliki dominikanów, krzyczało białą farbą wezwanie czerwonoarmistów „Naprzód ku zwycięstwu”. Na innym płocie widniało wezwanie „Na Berlin”. Obok stał wrak starego samochodu, w stertach gruzu tlił się ogień, a nad wszystkim unosił się swąd spalenizny i dobiegające z krótkofalówki komendy dla ekipy filmowej.
– To jest plan ze Słupska – mówi Włodzimierz Niderhaus, dyrektor Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, która jest producentem „Ziei”.
Dlaczego zdjęcia powstają akurat w Lublinie? – W Słupsku nie ma już tego Słupska z lat 40., tuż po wojnie, który się powinien znaleźć w kadrze. Nie ma już śladów, w których moglibyśmy to robić. Ale na tym polega magia kina, że próbujemy się znaleźć w miejscach, które jak najbardziej przypominają odpowiednie plany.
– W Lublinie i pod Lublinem kręcimy jeszcze sporo scen – opowiada reżyser Robert Gliński. Jego nowy film będzie opowieścią o nietuzinkowej postaci ks. Jana Ziei, współtwórcy Komitetu Obrony Robotników, a wcześniej m.in. kapelana Szarych Szeregów, którego życiorys obejmuje kilka trudnych zakrętów historii minionego stulecia. Duchowny znany był z motta „nigdy nie zabijaj nikogo”. – Pomimo, że był, o paradoksie, kapelanem Szarych Szeregów, gdzie młodzi chłopcy łapali za broń i chcieli zabijać Niemców. Zieja im mówił „nie zabijaj”.
Czy bycie kapelanem formacji zbrojnych można pogodzić z głoszeniem przykazania „nie zabijaj”? – A nie uważa pan, że tym, którzy mają problem z dziesięcioma przykazaniami należy pomagać i być im bliskim? – odpowiada pytaniem Andrzej Seweryn, jeden z dwóch odtwórców głównej roli. – Zetknięcie się z taką postacią jest dla mnie szansą pogłębienia widzenia świata, wzbogacenia się o ten niezwykły życiorys człowieka absolutnie wierzącego – mówi aktor. – On ludzi kochał tak, że oddawał im wszystko. Kiedyś w Słupsku jego współpracownicy musieli zrobić strajk głodowy, żeby on został w łóżku i się leczył.
Drugim z aktorów wcielających się w tytułową postać jest Mateusz Więcławek, który przyznaje, że nie jest to łatwa rola. – Niełatwa, ale czuję się w pewien sposób wyróżniony, że mogę interpretować ks. Zieję w jego młodszych latach. Bardzo mnie ta postać urzeka – mówi Więcławek. – Dużo ks. Ziei mam teraz w głowie i dużo jego słów, bardzo mądrych.
Przed filmowcami jeszcze trzy dni zdjęć w Lublinie, którego rola nie ograniczy się do udawania Słupska. – Jedna z uliczek na Starym Mieście będzie zrobiona na ulicę w Rzymie, gdzie będą zakonnice i będziemy słyszeć język włoski – zapowiada Gliński. Jego ekipa zawita jeszcze m.in. do archikatedry i Muzeum Wsi Lubelskiej. – W skansenie kręcimy sceny z okresu wojny polsko-bolszewickiej i sceny pogrzebu – mówi reżyser. Zdjęcia powstają także pod miastem. – Bo musieliśmy np. wysadzić stodołę w powietrze, a w skansenie nie będziemy wysadzać, bo byśmy spalili cały skansen. Dlatego robimy to na polu pod Lublinem.
Praca na planie powoli dobiega końca. – Zostało nam 10 dni zdjęciowych w Polsce i 3 dni w Watykanie – mówi dyrektor wytwórni. – Trzymajcie kciuki, żebyśmy zdążyli z premierą jeszcze w tym roku.