Sprawca brutalnego zabójstwa przy ul. Gęsiej w Lublinie został skazany na 15 lat więzienia. Piotr R. zabił swoją ciężarną żonę kluczem do kół. Sąd uznał, że chociaż chciał ją pozbawić życia, to nie planował zbrodni
Sprawę, niemal dokładnie rok po zbrodni, rozstrzygnął Sąd Okręgowy w Lublinie. Podczas procesu Piotr R. przyznał się do winy, chociaż nie pamiętał, co działo się po tym, jak zaatakował żonę. Mężczyźnie groziło od 8 do 15 lat, 25 lat więzienia lub dożywocie.
– Dwie ostatnie, wyjątkowe kary, są zarezerwowane dla szczególnych przypadków. Sytuacji, w których nic nie wskazuje na to, że może nastąpić poprawa oskarżonego – uzasadniał wyrok sędzia Jarosław Kowalski. – Oskarżonemu nie można przypisać dziania z premedytacją. Nie przyjechał z planem, żeby zabić żonę, Działał z zamiarem nagłym.
Monika i Piotr R. mieszkali niedaleko Lublina. Z relacji świadków wynika, że Piotr R. znęcał się psychicznie nad małżonką. Zabierał jej pieniądze, które zarabiała na stacji paliw. Po powrocie z pracy musiała jeszcze godzinami pracować w gospodarstwie. W 2015 r. kobieta odeszła od męża. Zamieszkała w Lublinie, gdzie związała się z nowym partnerem.
Piotr R. nie mógł pogodzić się z rozstaniem. Wielokrotnie namawiał ją do powrotu. Próbował również popełnić samobójstwo, pijąc preparat chwastobójczy. Synowie przekonywali go, że Monika R. wreszcie do niego wróci. Mężczyzna nie mógł jednak znieść świadomości, że żona układa sobie życie z nowym partnerem. Z ustaleń sądu wynika, że Piotr R. nie widział, że jego żona jest w 5 miesiącu ciąży.
20 lutego ubiegłego roku, przed godziną 6 rano podjechał pod blok, w którym mieszkała jego żona. Kiedy Monika R. wyszła do pracy i skrobała szron z szyb swojego auta podszedł do niej i poprosił o rozmowę.
– Usiedli na tylnym siedzeniu jego samochodu. Oskarżony namawiał żonę do powrotu do domu, a ona się zgodziła – przypomniał sędzia Kowalski. – Kiedy oskarżony przesiadł się na fotel kierowcy i uruchomił pojazd zorientował się, że żona otworzyła drzwi i uciekła z samochodu. To spowodowało w oskarżonym takie wzburzenie, że chwycił leżący obok fotela klucz do opon i wybiegł za małżonką.
Piotr R. dopadł ją przy drzwiach na klatkę schodową. Zadał kobiecie przynajmniej kilka ciosów w głowę. Sąsiedzi usłyszeli tylko krzyki o pomoc. Wybiegli przed blok, ale Monice R. nie można już było pomóc. Piotr R. uciekł swoim autem, taranując ogrodzenie osiedla. Dzień później strażacy wyciągnęli go z bagażnika płonącego volvo. Okazało się, że spał w samochodzie i zaprószył ogień.
Po długim pobycie w szpitalu postawiono go przed sądem.