Potwierdziły się nasze informacje. Strażnik więzienny podejrzany o drobne kradzieże w Areszcie Śledczym w Lublinie przyznał się do części zarzutów. Jak tłumaczy, niczego nie kradł, a jedynie „pożyczał”
O podejrzeniach wobec strażnika z Aresztu Śledczego w Lublinie po raz pierwszy napisaliśmy w marcu. Przyłapano go wówczas na poważnym przewinieniu. Szefowie jednostki wszczęli postępowanie wyjaśniające.
Jak ustaliliśmy, 33-latek miał zestaw własnych kluczy, którymi mógł otworzyć szereg pomieszczeń. W areszcie od dłuższego czasu ginęły przedmioty należące zarówno do osadzonych, jak i samej jednostki. Był to np. drobny sprzęt RTV-AGD czy odzież. Zdarzały się również braki w gotówce. Po wpadce strażnik oddał część „fantów”. Postępowanie wyjaśniające właśnie się zakończyło.
– Zarzuty się potwierdziły – mówi płk Tomasz Banach, dyrektor Aresztu Śledczego w Lublinie. – Zarówno te dotyczące kluczy, jak i wynoszenia drobnych przedmiotów. Obecnie wyjaśniamy, jak funkcjonariusz wszedł w posiadanie kluczy. Strażnik przyznał się do części zarzutów. Tłumaczył, że niczego nie kradł, a jedynie „pożyczał”.
Mężczyzna ma za sobą kilka lat służby. Obecnie jest na urlopie. Może mu grozić przymusowe pożegnanie z mundurem. – Nie będzie przyzwolenia na tego rodzaju zachowania – podkreśla płk Banach. – Wyciągniemy surowe konsekwencje. Wobec strażnika wszczęliśmy już postępowanie dyscyplinarne.
Przełożeni strażnika o sprawie zawiadomili też prokuraturę. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w czwartek. – Chodzi o niedopełnienie obowiązków poprzez brak nadzoru nad magazynem oraz przywłaszczenie przedmiotów – wyjaśnia Paweł Banach, szef Prokuratury Rejonowej w Lublinie. – To wstępny etap śledztwa, więc 33-latek nie usłyszał jeszcze żadnych zarzutów.
To prawdopodobnie tylko kwestia czasu. Za niedopełnienie obowiązków strażnikowi grozi do 3 lat więzienia. Nie wiadomo, jaka będzie wartość przedmiotów, których przywłaszczenie mu udowodniono. Możliwe, że nie przekroczy ona 460 zł. W tej sytuacji 33-latek odpowie jedynie za wykroczenie.
Przełożeni strażnika nie znaleźli natomiast dowodów, które potwierdzałyby, że to on odpowiada za kradzieże pieniędzy. Sprawa 33-latka nie jest pierwszą tego typu w lubelskiej jednostce. Przed dwoma laty pisaliśmy o telefonach komórkowych, które zniknęły z depozytu w areszcie.