Nie wszystkie miały tyle szczęścia, by trafić do schroniska. Ale właściciele psów zaginionych w wyniku hucznych sylwestrowych imprez nie tracą nadziei. – Będziemy szukać aż do skutku
– Gdzie jest Moric? – to pytanie Aleksandra Węgorek zadaje sobie od czwartku. 30 grudnia wieczorem rudy mieszaniec zerwał się ze smyczy i przestraszony wystrzałami w panice rzucił się przed siebie.
– Nigdy wcześniej aż tak nie bał się wystrzałów – przyznaje pani Aleksandra. – Więc niech to będzie nauczka też dla innych właścicieli psów. Podwójne zabezpieczenie w czasie gdy rozlega się huk petard i fajerwerków.
Moric zgubił się na lubelskiej Wieniawie, ale właściciele szukają go wszędzie. Drukują ulotki, obdzwaniają kliniki weterynaryjne, Straż Miejską, schroniska, publikują apele na mediach społecznościowych.
– Mamy nadzieję, że my tu ze stresu umieramy, a on leży u kogoś na kanapie… Znajdzie się jak ktoś zawiezie go schroniska lub weterynarza – ma nadzieję pani Aleksandra.
W schronisku dla bezdomnych w Lublinie zwierząt od kilku dni telefon dzwoni na okrągło.
– Mnóstwo osób szuka swoich psów – przyznaje Dorota Okrasa z biura schroniska. – W Sylwestra i Nowy Rok trafiło też do nas kilka zagubionych przestraszonych psów. Już właściciele je odebrali.
Ogłoszeń o zaginionych i znalezionych zwierzętach pełne są grupy poświęcone zwierzętom na Facebooku i innych portalach społecznościowych. To często najszybsza metoda na odnalezienie zguby. Tą drogą – a konkretnie z wpisu strażaków z OSP Kock – o losach suczki Meli dowiedzieli się jej właściciele. A te były dość dramatycznie. Wyostrzona hukiem petard Mela wbiegła na zamarznięte starorzecze Wieprza. Prawdopodobnie spędziła tam noc. 2 stycznia lód na brzegach odtajał na tyle, że nie była w stanie wrócić na brzeg. Psa uratowali strażacy z Lubartowa, którzy do akcji na krach musieli użyć sań lodowych.
– Mimo tych wszystkich apeli, by oszczędzić zwierzęta i nie strzelać, to mam wrażenie, że w tym roku było jeszcze gorzej – mówi Lena Grusiecka z Leśnego Przytuliska dla dzikich zwierząt w Skrzynicach Drugich. – Jakby od strony Lublina szedł front.
To właśnie tutaj na przełomie każdego roku trafaia wiele dzikich zwierząt, które przeżyły sylwestrowe „bombardowanie”. – Sowy i wiele ptaków miejskich, jak gawrony, sroki, sowy – wylicza Grusiecka.
1 stycznia aż z Narola do Skrzynic przyjechał myszołów. – Pan, który go przywiózł, mówi że prawdopodobnie ptak został trafiony petardą – mówi Lena.
Co roku do „Noworocznego liczenia martwych ptaków” zaprasza wrocławska Fundacja Szklane Pułapki. W zeszłym roku znaleziono 94 martwe ptaki z 23 gatunków. Danych z tego roku jeszcze nie ma (spacery kontrolne są dopiero w dniach 5-15 stycznia 2022 r.)
– Przestraszone ptaki zrywają się do lotu i uciekając z panice uderzają w drzewa, budynki i linie wysokiego napięcia – mówi Ewa Zyśk-Gorczyńska, prezeska fundacji. – Weterynarze mówią też o tym, że serce ptaka może takiego stresu nie wytrzymać. Może przestraszyć się na śmierć.
Choć fundacja zajmuje się tylko ptakami, to coraz częściej dostaje sygnały o tragicznych finałach sylwestrowych „zabaw” też dla innych zwierząt.
– Jak zdjęcie psa, który zdarł sobie wszystkie pazury ze strachu. Albo psa, który wpadł pod samochód po tym jak uciekł na ulicę z ogrodu, bo ktoś wrzucił tam petardę – opowiada. – Tak będzie co roku dopóki nie będzie w Polsce zakazu używania fajerwerków i petard. Zachód Europy już się z tego leczy. My jeszcze nie.