Nie ma szczęścia do ozdabiania zielenią ulica Kołłątaja. Posadzone w czerwcu drzewka wyrwano po dwóch dniach, bo były zbyt mizerne i urzędnicy kazali je wymienić. Nowe po kilku dniach zżółkły, a po ulicach wiatr targa iście jesiennymi liśćmi. Co dalej?
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Minął zaledwie tydzień od posadzenia szpaleru lip, a na ul. Kołłątaja zaczęła się złota polska jesień. Niemal na każdym z drzew zaczęły żółknąć liście, a część z nich opada. – To reakcja na wyjęcie z korzeniami ze szkółki oraz wysoką temperaturę – stwierdza Karol Kieliszek z Urzędu Miasta. – Nie będziemy kazali usunąć tych drzew – zapewnia.
Usuwanie drzew z ul. Kołłątaja idzie na razie lepiej od ich sadzenia. Zaczęło się 10 lat temu, gdy z ulicy zniknął szpaler pełnoletnich już jesionów, bo „blokowały powiązania widokowe”. Drzewa uznane za „kolizyjny element przestrzenno-kompozycyjny” zostały wycięte. Te, które sadzono tu później jakoś nie bardzo chciały rosnąć.
Wiosną tego roku zjawili się tu ogrodnicy, którzy powyrywali z ziemi młode jesiony, po czym połowę z nich wywieźli. Wyjaśnienie? Były zamierające. Druga połowa drzewek została wsadzona z powrotem w ziemię. Po co je wykopywano? Tu tłumaczeniem była „wymiana podłoża”.
W wymienionym podłożu jesiony nie rosły zbyt długo, bo i je miasto kazało usunąć. Argumentacja? Nie przyjęły się. Zamiast nich miały się tu pojawić lipy z koronami uformowanymi w sześcian. Na taki kształt nie zgodził się konserwator zabytków.
Na początku czerwca miejsce jesionów zajęły nowe lipy o klasycznym pokroju. Stojące w rzędzie drzewka wyglądały dość mizernie i to do tego stopnia, że ci sami urzędnicy, którzy zamawiali tu sadzonki, kazali je pousuwać. Wyjaśnienie? – Nie były zgodne z zamówieniem – mówiła Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Wszystkie lipy powyrywano dwa dni po ich posadzeniu. Miasto zapowiedziało, że nie będzie za nie płacić i że czeka na nowe, zgodne ze zleceniem. 23 czerwca ogrodnicy przyjechali z innymi lipami. – Te drzewka już tu zostaną – oznajmił wówczas Kieliszek.
Tym razem urzędnicy uznali, że sadzonki są zgodne z zamówieniem, choć efekty prac ogrodników jeszcze nie zostały przez miasto zatwierdzone. Zostaną wtedy, gdy ogrodnicy dowiozą tu korę. Co z drzewami? – Zostają, powinny się przyjąć – twierdzą urzędnicy.