29-letnia Marta Herda z Lubelszczyzny odsiaduje w Irlandii wyrok dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo z premedytacją. Kobieta i jej rodzina walczą o sprawiedliwość i przekonują, że nie było zabójstwa, lecz tragiczny wypadek.
– Córka jest piękną, uroczą i mądrą dziewczyną – mówi przez łzy Teresa Szczuchniak, matka Marty. – Wyjechała za granicę, żeby dorobić, dojść do czegoś, a tu taka tragedia.
W 2013 r. Marta siedziała za kierownicą samochodu, który spadł do rzeki. Kobieta cudem ocalała. Zginął jednak pasażer – jej kolega z pracy, który bez wzajemności się w niej podkochiwał. Irlandzcy śledczy uznali, że nie był to wypadek, tylko zabójstwo z premedytacją, za które tamtejszy kodeks przewiduje jedynie dożywocie. I taki wyrok zapadł w ubiegłym roku.
Ława przysięgłych w procesie poszlakowym przychyliła się do opinii prokuratora, który twierdził, że Herda posłużyła się samochodem jak narzędziem do zabijania. Takie samo zdanie w ubiegły czwartek miał Sąd Apelacyjny. Rodzina ma teraz tydzień na odwołanie do Irlandzkiego Sądu Najwyższego.
– Córka jest załamana. Ma depresję – płacze matka. – Dlatego tym bardziej musimy być dla niej silni.