To nie pająk czy detergent, ale przypalanie papierosem zostawiło ślad na ciele 2-letniej Amelii. Do takich wniosków prowadzą opinie biegłych, zeznających w procesie dwojga młodych ludzi, oskarżonych o znęcanie się nad dziewczynką
Sprawę 26-letniego Pawła G. i 22-letniej Klaudii O. rozstrzyga Sąd Rejonowy Lublin-Zachód. Kobieta mieszkała ze swoją córką i partnerem przy ul. Gęsiej w Lublinie. Według prokuratury, Paweł G. znęcał się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem. – Słyszałam, jak krzyczy i przeklina. Dziecko regularnie płakało i piszczało. Zwykle ok. godz. 22 – zeznała sąsiadka Pawła G.
Z ustaleń śledczych wynika, że dziecko było zaniedbywane i bite. Amelia miała być również przypalana papierosem. Ma o tym świadczyć charakterystyczny ślad na jej stopie. Podczas wczorajszej rozprawy przesłuchano dwóch biegłych lekarzy, którzy badali dziewczynkę. Oceniali oni sposób powstania obrażeń.
Obrona i sam oskarżony przekonują, że ślad na stopie miał powstać od oparzenia silnym detergentem (z kwasem solnym w składzie – red.). Z oceny biegłych wynika, że to mało prawdopodobne, a środki z kwasem solnym w składzie nie powinny być dostępne w sklepach. Lekarze poddali w wątpliwość również kolejną teorię obrońcy Pawła G., który sugerował, że dziewczynkę mógł ukąsić pająk. Według biegłego, teoretycznie byłoby to możliwe.
– Najbardziej jadowite pająki występujące w naszym kraju mogą jednak wywołać najwyżej podrażnienie skóry – skwitował lekarz.
Biegli wykluczyli również, by wszystkie siniaki na ciele dziewczynki powstały tylko w wyniku upadku, jak przekonują oskarżeni.
Sprawa 2-letniej Amelii wyszła na jaw dzięki interwencji świadków, którzy zauważyli u dziecka poważne obrażenia. – Byliśmy na placu zabaw. Dziewczynka miała całą posiniaczoną twarz. Rodzice nie zajmowali się nią. Matka nie reagowała, kiedy dziecko podchodziło pod huśtawkę – zeznała jedna z kobiet, świadek w procesie.
O podejrzeniach wobec rodziców zawiadomiono opiekę społeczną i policję. Pracownicy socjalni i mundurowi odwiedzili rodzinę. Wtedy przekonali się, że Amelia ma na ciele liczne obrażenia. Pojechali z dziewczynką i jej opiekunami do przychodni. – Dziecko miało siniaki na tułowiu, rękach i nogach. Miało też ranę ucha. Wyglądało na naderwane – zeznał lekarz, który badał wtedy Amelię.
Dziewczynka trafiła do szpitala, gdzie spędziła dwa tygodnie. Lekarze ocenili, że rany stwierdzone u dziecka świadczyły o długotrwałym stosowaniu przemocy. Dziecko miało być m.in. bite tępym narzędziem, targane za uszy i przypalane. Paweł G. został aresztowany. Amelia została zabrana od matki. Obecnie toczy się sądowe postępowanie o odebranie kobiecie praw rodzicielskich.
Pawłowi G. grozi do 10 lat więzienia. Klaudia O. musi się liczyć z karą do 5 lat pozbawienia wolności. Sprawa ma wrócić na wokandę w połowie stycznia.