Zastrzelił swoją dziewczynę, po czym upozorował jej samobójstwo. Tak według sądu działał Tomasz W. z Chełma. Mężczyzna został wczoraj skazany na 25 lat więzienia. Musi też zapłacić 200 tys. zł matce ofiary
Przykro mi, że Bożenka nie żyje. Ja jej nie zabiłem. Nie byłem w stanie temu zapobiec – wydusił z siebie Tomasz W., po czym z kamienną twarzą wysłuchał wyroku. Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na ćwierć wieku za kratami uznając, że z premedytacją zabił 30-letnią Bożenę S.
Do tragedii doszło 7 lipca 2013 roku. Kilka miesięcy wcześniej Bożena S. postanowiła zakończyć związek z Tomaszem. Wyprowadziła się wówczas z jego domu, znalazła nowego partnera. Planowała z nim wspólną przyszłość. Feralnego dnia umówiła się na obiad z rodziną. Wysłała do swojego chłopaka SMS-a: „Dobrze mi jest z tobą”. Godzinę później 30-latka leżała martwa z kulą w głowie.
Jak ustalili później śledczy, Bożena S. pojechała do mieszkania Tomasza W. przy ul. Lutosławskiego w Chełmie. Chciała mu oddać klucze i się z nim rozliczyć. Między parą doszło do kłótni. Mężczyzna przystawił kobiecie do głowy rewolwer i strzelił, ale Bożena zdołała zrobić unik. Kula utkwiła w ścianie.
Tomasz W. strzelił po raz drugi. Trafił w skroń, zabijając swoją byłą dziewczynę. Później umył ręce i postrzelił się niegroźnie w udo i bark. Następnie wsunął rewolwer w dłoń kobiety. Wyszedł na klatkę schodową i wzywał pomocy.
– Bożenka mnie postrzeliła i sobie zrobiła krzywdę – mówił do sąsiada.
Tomasz W. trafił do szpitala. Salę chorych szybko jednak zamienił na celę w areszcie. Śledczy oskarżyli go o zamordowanie Bożeny S., nielegalne posiadanie broni i papierosów bez akcyzy. Mężczyzna od lat handlował towarem z przemytu. Był za to karany aż 9 razy.
Tomasz W. nigdy nie przyznał się do winy. Twierdził, że to Bożena S. go postrzeliła, a on stracił przytomność. Po przebudzeniu zorientował się, że jego była partnerka popełniła samobójstwo. Oznaczałoby to, że kobieta oddała w sumie trzy strzały, nim odebrała sobie życie.
Śledczy domagali się skazania Tomasza W. na dożywocie. – Z zimną krwią oddał dwa strzały do kobiety, którą rzekomo kochał. W tej sprawie nie ma okoliczności łagodzących – przekonywała prokurator.
Podobnego zdania była pełnomocnik matki ofiary, która występowała w procesie jako oskarżyciel posiłkowy. Wskazywała, że Bożena bała się Tomasza. Mężczyzna stosował wobec niej przemoc. Kilka dni przed zbrodnią Tomasz W. szukał jej u rodziny.
– Przyznaj się, Tomek, po co przyszedłeś do mnie w sobotę wieczorem. Myślałeś, że ona jest u mnie i chciałeś nas obie zabić – grzmiała w sądzie zapłakana matka ofiary. – Potem chciałeś wyjechać do Norwegii. Byłeś już przygotowany.
Obrońcy Tomasza W. domagali się jego uniewinnienia. Kwestionowali opinie biegłych, badających sprawę. Wskazali na braki w zabezpieczeniu dowodów i dokumentacji miejsca tragedii. Dowodzili, że skoro para była ze sobą sam na sam, to jedynym wiarygodnym dowodem są wyjaśnienia Tomasza W.
– Mimo braku świadków, dowody pozwalają czytać w wydarzeniach, jak w księdze – skwitował wywody obrońców sędzia Piotr Romański. – Wykluczono, by to Bożena S. strzelała. Było to przemyślane, dokonane z zimną krwią zabójstwo.
Tomasza W. pogrążyły nie tylko opinie biegłych. Feralnego dnia mężczyzna był w klapkach. Na podeszwach była krew Bożeny S. To oznacza, że mężczyzna był przytomny, gdy jego partnerka leżała na podłodze. Sąsiadki słyszały kilka strzałów ok. godz. 11.00 i 13.00. Sąd nie uwierzył, by Bożena S. dopiero dwie godziny po postrzeleniu 39-latka postanowiła się zabić. Uznano również, że obrażenia mężczyzny były na tyle lekkie, że nie mógł on stracić przytomności.
– Oskarżony jest osobą wyrachowaną i egoistyczną. Jest niebezpieczny dla innych i stąd kara 25 lat pozbawienia wolności – dodał sędzia Romański.
Zdaniem sądu, Tomaszowi W. „trzeba jednak dać szansę powrotu do społeczeństwa”. Z tego względu mężczyzny nie skazano na dożywocie. Sąd uznał również, że taką karę należy wymierzać, kiedy jest więcej ofiar lub sprawca zabija po raz kolejny. Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny.