Politycy zatrudnieni w spółkach skarbu państwa nie będą kandydatami w jesiennych wyborach samorządowych – ogłosił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Oznacza to, że na listach wyborczych do sejmiku województwa lubelskiego może zabraknąć miejsca nawet dla pięciu obecnych radnych PiS
O tym, że taki scenariusz jest bardzo poważnie rozważany w partyjnej centrali pisaliśmy kilka tygodni temu. W piątek potwierdził to Jarosław Kaczyński, który spotkał się z dziennikarzami po posiedzeniu Komitetu Politycznego PiS. – Zapadła decyzja zgodna z tym, co mówiłem do tej pory. Do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ci, którzy są w spółkach, są przez nas szanowani, jeśli należycie pełnią swoje funkcje, ale nie będziemy łączyć tych funkcji. Te osoby nie będą kandydatami na żadnym szczeblu samorządu – powiedział Kaczyński.
Ta zapowiedź oznacza, że z sejmikiem województwa lubelskiego może pożegnać się nawet pięciu obecnych radnych PiS. Andrzej Pruszkowski i Jan Frania są wiceprezesami mającej siedzibę w Lublinie spółki PGE Dystrybucja, w której w 2017 roku zarobili po ok. 630 tys. zł brutto.
Grzegorz Muszyński jest członkiem zarządu realizującej rządowy program „Mieszkanie Plus” spółki BGK Nieruchomości. Jego pensja za ubiegły rok wyniosła blisko 430 tys. zł. Nieco mniej eksponowane stanowiska w spółkach skarbu państwa zajmują też dwaj inni radni wojewódzcy, ale być może i oni będą zmuszeni do rezygnacji ze startu w wyborach. Chodzi o rzecznika prasowego Grupy Azoty Puławy Michała Mulawę (zarobki w wysokości ponad 193 tys. zł w 2017 roku) i zatrudnionego w zamojskim oddziale PGE Dystrybucja Andrzeja Olborskiego (blisko 230 tys. zł).
– Chciałbym dalej pracować na rzecz województwa jako radny sejmiku. Ale czekam na doprecyzowanie tego przekazu, czy dotyczy to tylko prezesów i dyrektorów, czy także pracowników niższych szczebli – mówi nam Michał Mulawa. Ci, którzy wydają się być „pewniakami” do odejścia z samorządu, czyli politycy zatrudnieni w zarządach spółek, są mniej rozmowni.
– Nie chcę tego komentować. Poczekajmy na oficjalną decyzję, bo na razie mamy do czynienia tylko z faktem medialnym – ucina Grzegorz Muszyński. – Jestem gotowy do udziału w wyborach w każdej roli, jakiej będzie ode mnie oczekiwać moja partia – odpisał nam na SMS z prośbą o komentarz Andrzej Pruszkowski.
Brak wymienionych radnych na listach w jesiennych wyborach może oznaczać dla PiS spory problem, bo zamiast nich na listach musieliby znaleźć się mniej rozpoznawalni kandydaci, z mniejszym dorobkiem w samorządzie. – Zapowiedź prezesa Kaczyńskiego nie jest informacją o tym, że te osoby nie będą mogły kandydować, tylko że będą musiały dokonać wyboru. Decyzje będą należeć do samych zainteresowanych. Niezależnie od tego będziemy mieli mocne listy – mówi wiceminister inwestycji i rozwoju Artur Soboń, jeden z członków partyjnego zespołu do spraw przygotowań do wyborów samorządowych w województwie lubelskim.
Tymczasem słowa prezesa partii rządzącej skrytykowali wczoraj lubelscy działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego. – Jestem przekonany, że podstawą tej decyzji jest ukrycie przed opinią publiczną zarobków osób pracujących w spółkach skarbu państwa – twierdzi szef zarządu wojewódzkiego PSL w Lublinie Krzysztof Hetman. Nawiązuje w ten sposób do tego, że obecnie informacje o wysokości wynagrodzeń szefów państwowych spółek można pozyskać głównie dzięki lekturze oświadczeń majątkowych tych, którzy pełnią funkcje publiczne.