"Santander chcemy pracy”, "Santander żądamy dialogu!” – plakaty takiej treści pojawiły się w środę na lubelskiej siedzibie Żagla SA. A związkowcy przyszli do pracy ubrani na czarno.
– Santander od dawna dążył do rozłożenia naszej firmy – mówi nam jeden z pracowników.
– Zlecano nam kosztowne zakupy, na które sami nigdy byśmy się nie zdecydowali. Musimy też odprowadzać olbrzymie sumy do centrali. Przychód idzie tam, a koszty zostają u nas. W tej sytuacji, nawet jeśli mamy dobre wyniki, trudno wyjść na plus.
Załoga wskazuje m.in., że Santander odrzucił propozycję prezydenta Lublina, dotyczącą wprowadzenia do rozmów profesjonalnego mediatora społecznego. Firma nie zareagowała również na ofertę Ratusza, dotyczącą uruchomienia Centrum Usług w strefie ekonomicznej na Felinie. Zwolnienia podatkowe miały pomóc w utrzymaniu miejsc pracy.
Hiszpański Santander Consumer Finanse kupił lubelską firmę z końcem lipca tego roku. Za 100 proc. udziałów zapłacił bankowej grupie KBC zaledwie 10 mln zł. W piątek ogłosił, że likwiduje markę i zwolni nawet 550 pracowników, spośród 800-osobowej załogi. Zamkniętych zostanie ok. 100 z blisko 130 placówek Żagiel SA.
– Pracownicy domagają się dialogu z Santander i utrzymania miejsc pracy. Liczą, że nowy właściciel (…) zmieni swoją decyzję odnośnie skali zwolnień i pozostawienia centrali w Lublinie, a ewentualnie zwalniani pracownicy będą mogli liczyć na odszkodowania – czytamy w oświadczeniu związkowców.
W firmie trwają negocjacje. Zgodnie z przepisami powinny się zakończyć do 27 września. Wtedy dowiemy się, czy pracownikom udało się obronić chociaż część etatów. Poznamy również wysokość ewentualnych odszkodowań.