Dziesięciu pijaków pełzało po izbie przyjęć szpitala przy ul. Biernackiego w ostatki. Zamiast zajmować się chorymi, personel miał pełne ręce roboty z nietrzeźwymi zwożonymi całą noc przez policję i pogotowie ratunkowe.
– Pijani to nasz chleb codzienny, ale ten wieczór był horrorem. To, co się dzieje ze społeczeństwem, to dno – ocenia dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator toksykologii tego szpitala.
Żaden z pijanych nie mógł ustać na nogach. Większość nie potrafiła nawet wybełkotać, jak się nazywa i gdzie mieszka. Trzeba było dać im zastrzyki uspokajające, założyć cewniki, żeby nie nasikali pod siebie, umyć. Tych, którym poza upojeniem alkoholowym nic nie dolegało, odesłano do domu. – Dwóch z dziesięciu zostawiliśmy w szpitalu – dodaje lekarka. – Oprócz tego, że mieli po 5 promili we krwi, doznali urazów głowy.
Urwanie głowy z pijanymi mają też inne szpitalne izby przyjęć. Wszystko przez to, że w Lublinie zlikwidowano izbę wytrzeźwień.