Bitwa Warszawska to doskonale przeprowadzona operacja militarna. Pod względem strategicznym ta bitwa zadecydowała o zwycięstwie w całej wojnie. Choć muszę przyznać, że trochę po macoszemu traktuje się walki, jakie miały miejsce na Lubelszczyźnie. Były one równie ważne. ROZMOWA z Piotrem Krukowskim, kierownikiem Działu Militariów Muzeum Lubelskiego i doktorantem w Instytucie Historii UMCS
• W najbliższych dniach będziemy obchodzić rocznicę wydarzeń związanych z wojną polsko-bolszewicką, jakie miały miejsce w sierpniu 1920 roku. Choć wojna skończyła się w 1921 roku, to właśnie w sierpniu rok wcześniej odbyły się bitwy, które miały istotny wpływ na jej rozstrzygnięcie.
- To prawda, sierpień 1920 roku był momentem kulminacyjnym całej wojny. Kontrofensywa wojsk dowodzonych przez Józefa Piłsudskiego znad Wieprza oraz działania na terenie Lubelszczyzny były decydujące. Wojsko polskie przejęło wtedy inicjatywę i to skutkowało podpisaniem porozumienia ryskiego w marcu 1921 roku.
• W świadomości wielu Polaków najistotniejszym wydarzeniem pozostaje Bitwa Warszawska, potocznie nazywana „Cudem nad Wisłą”.
- I właśnie o „Cudzie nad Wisłą” mówi się najwięcej, choć trzeba zaznaczyć, że nie był to żaden cud, tylko doskonale przeprowadzona operacja militarna. To określenie zostało dokooptowane po wojnie przez zwolenników Romana Dmowskiego, którzy chcieli umniejszyć rolę Józefa Piłsudskiego. Pod względem strategicznym ta bitwa zadecydowała o zwycięstwie w całej wojnie. Choć muszę przyznać, że trochę po macoszemu traktuje się walki, jakie miały miejsce na Lubelszczyźnie. Były one równie ważne. Bez tych sukcesów nie byłoby triumfu w Bitwie Warszawskiej.
Jako przykład podam fakt, że polskie jednostki, które 15 sierpnia 1920 roku szły do kontrofensywy, były od południa zagrożone przez Armię Konną Siemiona Budionnego, kierującą się na Zamość i w dalszej kolejności na Lublin. Sukces obrony Zamościa oraz największej bitwy kawaleryjskiej XX wieku, czyli Bitwy pod Komarowem, skutkował zniwelowaniem zagrożenia i ewentualnego ataku na tyły wojsk polskich. Tym samym umożliwiło to swobodne przeprowadzenie natarcia grupy uderzeniowej Piłsudskiego. Armia Budionnego została zatrzymana, a gdyby zdołała podejść pod Lublin, oznaczałoby to ogromne problemy, chociażby z zaopatrzeniem. Ale mówiąc o wydarzeniach na Lubelszczyźnie, warto wspomnieć także o mniej znanych walkach, między innymi o boju pod Cycowem, dwóch bitwach pod Hrubieszowem oraz obronie linii Bugu. Zwłaszcza dla naszej regionalnej historii były one bardzo istotne.
• Wróćmy do Bitwy Warszawskiej. Co znaczy, że była to doskonale przeprowadzona operacja militarna?
- Wymieniłbym tu przede wszystkim działania polskiego wywiadu, który wykrył słabości linii bolszewickich w rejonie północnej Lubelszczyzny. Do tego podkreślmy bardzo roztropne dysponowanie swoimi siłami i rezerwami, które zostały użyte w odpowiedniej chwili i odpowiednim miejscu. Niewątpliwym plusem było także ogromne doświadczenie polskiego żołnierza. Niejednokrotnie będącego weteranem I wojny światowej i w zacięty sposób walczącego w obronie swojej ojczyzny, ale i całej Europy. Pamiętajmy o tym, że to zwycięstwo spowodowało zatrzymanie nawały bolszewickiej, idącej na Zachód.
• A dlaczego tak duże znaczenia miała Bitwa pod Komarowem?
- Po skutecznej obronie Zamościa, Armia Konna Budionnego wycofywała się na Wschód. W okolicach Komarowa drogę zagrodziła jej I Polska Dywizja Jazdy. Dzięki temu zwycięstwu, jak już wspomniałem, zniwelowano zagrożenie armii Budionnego. Zdziesiątkowana pod Komarowem nie odegrała już znaczącej roli w wojnie polsko-bolszewickiej. Ciekawostką jest także to, że oprócz kawalerii w tej bitwie walczyła także piechota. Była to „lotna kompania szturmowa” kapitana Stanisława Maczka, późniejszego słynnego dowódcy I Dywizji Pancernej z okresu II wojny światowej.
• Mówił pan, że była to największa bitwa kawaleryjska XX wieku. Jakie siły w niej uczestniczyły?
- Wojska polskie dowodzone przez Juliusza Rómmla liczyły ok. półtora tysiąca żołnierzy. Po stronie bolszewickiej było ich ponad sześć tysięcy. Proporcje w liczbie zabitych i rannych były zupełnie odwrotne.
• Czy pana zdaniem te wydarzenia są upamiętniane w wystarczający sposób?
- Od jakiegoś czasu pod koniec sierpnia odbywa się inscenizacja Bitwy pod Komarowem. Biorą w niej udział członkowie grup rekonstrukcyjnych z całej Polski, przyjeżdża wielu widzów. To bardzo ciekawe wydarzenie i w miarę możliwości warto w nim uczestniczyć. Jeśli chodzi o całą wojnę polsko-bolszewicką, to powoli jest ona odkrywana na nowo. Nadal nie jest jednak tak popularna, jak Kampania Wrześniowa w 1939 roku czy Powstanie Warszawskie, które przecież były klęskami. A warto uczyć młode pokolenia historii na podstawie naszych wielkich zwycięstw. Lada moment będziemy obchodzić setną rocznicę tych wydarzeń, więc mam nadzieję, że wrócą one na swoje miejsce w annałach historii.
• Z pewnością warto skorzystać z zaproszenia do Komarowa. Ale wydarzenia z 1920 roku można poznać także w Muzeum Lubelskim, w którym pracuje pan na co dzień.
- Na naszej wystawie stałej można znaleźć eksponaty powiązane z tym okresem. To chociażby karabin systemu Mannlicher z bagnetem. Ciekawostką jest to, że na bagnecie jest widoczny polski orzeł Legionów, stąd mamy pewność, że był on wykorzystywany w tej wojnie. Inne przykłady to między innymi używany w wojsku polskim jako boczna broń oficerów pistolet para bellum P08, zwany także „luger” oraz liczny zbiór szabel pochodzenia austro-węgierskiego, którymi walczyła polska kawaleria pod Komarowem. Ponadto, na 2020 rok szykujemy się do zorganizowania wystaw czasowych poświęconych tej wojnie, z naciskiem na wydarzenia, jakie miały miejsce na Lubelszczyźnie.