Rozmowa ze Stevem Austenem, menedżerem kultury i współtwórcą obchodów Europejskiej Stolicy Kultury 1987 w Amsterdamie.
• Dlaczego warto starać się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury?
– Już same przygotowania do konkursu to starter wielu procesów, które rozwijają miasto. I nawet jeśli jakieś miasto nie zostanie stolicą kultury, to proces ten wymusza na mieście działania, które w innych warunkach nie byłyby rozpoczęte. Albo zaczęłyby się w nieokreślonej przyszłości. Lublin już stara się o tytuł ESK. Mieszkańcy zastanawiają się, co takiego jest w ich mieście, że upoważnia do gry o wielką stawkę. Zaczynają rozmawiać o zasobach miasta. To też jest bardzo ważny proces, bo szukamy wartości, które stoją za takim tytułem. I pytamy, jak to się przełoży na przyszłość całego miasta.
• Jeśli zainwestujemy, jeśli się uda: co z tego będziemy mieli?
– Dzięki takiemu wyróżnieniu miasto jest w stanie bardzo mocno zaistnieć na mapie Europy czy świata.
• Aż tak?
– Aż tak. Dźwignią wygranej jest dobre przygotowanie się na pierwszym etapie konkursu, co właśnie ma miejsce.
• Jak przekonać mieszkańców całej Lubelszczyzny do tego, żeby uwierzyli w to, że kultura jest im potrzebna i identyfikowali się ze staraniami?
– To bardzo ważne pytanie. Wielka odpowiedzialność spoczywa na osobach pracujących w instytucjach kultury: bibliotekach, muzeach, ośrodkach kultury. Prawdopodobnie jeszcze większa odpowiedzialność spoczywa na mediach: regionalnej prasie, radiu i telewizji. Jeśli ludzie pracujący w kulturze nie wierzą w pewną wartość dodaną do tego, co robią, jeśli władze miasta, które stara się o tytuł jest odizolowane od mieszkańców, jeśli media nie robią nic w tym kierunku, żeby też walczyć – to sukcesu nie będzie.
• Co zrobić, żeby uwierzyli?
• Załóżmy, że Lublin wygra. To się przełoży na nowe miejsca pracy czy inwestycje?
– Wygrana w konkursie oznacza zmianę klimatu inwestycyjnego dla Lublina. Wchodzi tu w grę konkurencja między europejskimi miastami a elementem rywalizacji jest kultura. Jeśli chodzi o dobra konsumenckie Europa jest mocno zunifikowana, w każdym kraju można praktycznie kupić to samo, na takim polu jak kultura można się zdecydowanie wyróżnić. Jeśli Lublin zostanie Europejską Stolicą Kultury, przyjedzie tu dużo turystów z całej Europy, a to oznacza stworzenie wielu nowych miejsc pracy.
• Czy Lublin może być łącznikiem między kulturalnymi, gospodarczymi i biznesowymi instytucjami kultury Europy a ich odpowiednikami na Wschodzie: Ukrainie, Białorusi czy Mołdawii?
– Byłem tam. Taka okazja może być elementem strategii dla Lublina, którą właśnie wypracowujecie. Choć musicie mieć świadomość, że instytucje kultury ze Wschodu mają silne kontakty i mocne relacje z instytucjami europejskimi. Być może dźwignią sukcesu w konkursie byłoby tworzenie sieci partnerskich wśród krajów wschodniej Europy, które już są członkami Unii. Budujcie mosty z najbliższymi sąsiadami.
• W aplikacji do konkursu chodzi o to, żeby udowodnić, jak bardzo duża część mieszkańców identyfikuje się ze staraniem o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
– Wszystkich się nie przekona. Pamiętajmy, że nie jest to konkurs piosenki europejskiej. Należy sobie zdać sprawę, że ci, którzy wierzą w ten tytuł, są pionierami. Walczą na pierwszej linii frontu.
• Ale muszą czuć, że mają za sobą mieszkańców regionu.
• Czy do wygrania konkursu trzeba mieć szczęście? Jak Lublin ma konkurować z silniejszymi ośrodkami?
– Ten konkurs przypomina trochę grę na loterii. Jest lista kandydatów, ale ostatecznie na zwycięstwo wpływa jakiś irracjonalny czynnik, który stoi za wyborem jurorów. Mam przeczucie, że Lublin, który jest mniejszy od Gdańska, Poznania czy Wrocławia jest w stanie zwrócić na siebie uwagę jurorów. Serce mi mówi, że to w stronę waszego miasta zadziała ów irracjonalny czynnik.