- Firma Mały Cud oferuje polskie dzieci, a także dzieci z Kenii, Gwinei czy Ugandy w cenie od 12 tys. euro. Do tego dochodzą opłaty dla pośredników - dodaje Poturalski. - Informacje dotyczące zapłaty za Michałka pochodzą od urzędników ośrodka adopcyjnego. Bez skrępowania mówili o tym opiekunce prawnej dziecka.
Jak przekonuje Poturalski, pieniądze mają być przekazywane „prywatnie”, między osobami, które uczestniczą w procesie adopcyjnym.
- Tego nie możemy udowodnić bez sprawdzenia majątku podejrzanych osób. Mogą to zrobić śledczy, ale prokuratora nie chce prowadzić postępowań - tłumaczy Poturalski. - Korupcję można ukryć pod wieloma procesami, pozornie legalnymi. Oficjalne pieniądze wpływają do takich firma, jak Mały Cud. Oni biorą 12 tys. euro na początku postępowania. Później wpłaca się dodatkowe pieniądze dla psychologów, osób przeprowadzających szkolenia czy prawników. To środki przekazywane w teorii niezależnie od firmy adopcyjnej, ale wiadomo, że firma nie będzie pomagała kandydatom na rodziców, jeśli wszystko nie zostanie opłacone. To takie miękkie wymuszanie. Wskazuje się, z jakich usług należy skorzystać i u kogo. Oczywiście takie osoby są droższe od innych na rynku, ale przecież mogą swobodnie wyceniać swoje usługi. Tu bardzo łatwo więc ukryć korupcję, ale prokuratura działać nie chce - dodaje Poturalski.