Jak Stanisław Jachymek, sołtys Guciowa, znalazł w polu meteoryt, po wsi poszła fama, że taki skarb z kosmosu wielką wartość ma i w Ameryce można za niego kupić limuzynę. A Jachymek kamień podzielił i rozdał na szczęście. Największy kawałek zostawił w swojej zagrodzie, do której ściągają turyści z całej Polski. A to Kora na wigilię przyjedzie, a to Balcerowicz na proste jadło wpadnie. Jedni we wsi Jachymków chwalą, inni mocno im zazdroszczą. Samo życie.
d
Wieprz wije się tu wyjątkowo malowniczo, na okolicznych wzgórzach skryło się średniowieczne grodzisko. Wieś jest mała, liczy niewiele ponad trzydzieści numerów. Najpierw widać przydrożną kapliczkę, potem wiejski płot i chatę tonącą w kwiatach. Dalej żuraw, stara stodoła i świeżo pobudowana karczma. W tyle dom Jachymków, kryty strzechą. W niewielkim ogródku, za płotkiem wyplecionym z osiki i grabu, rosną malwy, cynie, astry. Nie ma jeszcze południa, a w prywatnym skansenie Anny i Stanisława Jachymków pełno turystów.
Autoportret z ganeczkiem w tle
Ona: Anna Ostrowska, dziewczyna z Kluczkowic. Najpierw budowlanka w Lublinie, potem geografia na UMCS.
On: Stanisław Jachymek, chłopak z Gorajca, szkoły w Szczebrzeszynie i Biłgoraju, potem geografia na UMCS.
Oni: Najpierw studencka znajomość, potem romantyczne spacery po Stasinie Dolnym, Jakubowicach Murowanych i innych podlubelskich zakątkach.
– Z tego spacerowania się w sobie zakochaliśmy. Po studiach wylądowaliśmy w Roztoczańskiej Stacji Naukowej UMCS, tu, w Guciowie. Zawsze oboje kochaliśmy wieś, przyrodę. Jeśli dodać do tego pasję do skarbów tej ziemi sprzed milionów lat, to mieliśmy trzy w jednym – śmieje się Anna.
Po kilku latach mieszkania na stancji kupili opuszczone gospodarstwo ze starą chatą. Wtedy już wiedzieli, że to będzie ich raj na ziemi.
Skarby tej ziemi
Dziś stara chata, pięknie pokryta słomą, mieści w sobie stare naczynia i sprzęty. Można spocząć pod oknem, oprzeć się na parapecie i gapić się na kwiaty mieniące się wszystkimi kolorami tęczy.
W drugiej izbie Jachymkowie zorganizowali małe muzeum geologiczne, gdzie można oglądać prawdziwe skarby tej ziemi.
– Kiedyś Roztocze wyłoniło się z morza. Przez setki tysięcy lat drzewa krzemieniały, zamieniając się w kamień. A w skałach odcisnęły się ślady paproci. Dziś ziemia odkrywa przed nami swoje skarby. Niczym z księgi można czytać z nich historię sprzed wielu milionów lat – opowiada Anna.
W starej stodole mieści się sklepik, w którym, na pamiątkę, można kupić małe eksponaty. Są także wiejskie naczynia, ludowe meble.
Skansen się rozrasta
Z czasem do Jachymków zjeżdżało się coraz więcej ludzi. W 1996 r. Jachymkowie kupili drugie gospodarstwo, gdzie dziś są eleganckie kwatery. Gości karmili w swojej kuchni.
– Przyszedł moment, że trzeba było postawić dom. Wzięliśmy kredyt – i do roboty. Dom jest z bali, na dachu gont, w środku drewniane podłogi. Przed domem ogródek z malwami. To taki nasz raj – wspomina Anna.
• Nie baliście się kredytu?
– Baliśmy się. Jak każdy. Ale jak się ma marzenia i bardzo chce się je spełnić, to i Pan Bóg czuwa – śmieje się Anna.
W tym roku pośrodku skansenu stanęła spora karczma, na zbudowanie której Jachymkowie wzięli kolejny kredyt. W połowie z bloczków, w połowie z drewna.
– To chodźmy, pokażę wam, jak się u nas tynkuje – mówi Anna.
Ściany pięknie na słoneczny kolor zrobione, na murze faktura jak z greckiej wyspy.
– Idzie się za stodołę, kopie się glinę do balii, trochę piasku, trochę wody i trochę plew. Mieszamy i ręką nakładamy na pustaki. Może być nawet na belit. Najważniejsze, żeby było gorąco. Wtedy glina pięknie się na słonku wypala i twardnieje na kamień – tłumaczy Jachymkowa.
Słonina z cebulą
Za chwilę podwórko zapełnia się gwarem. Słychać język niemiecki. Zmęczony Stanisław Jachymek siada z nami na tarasie karczmy.
– To co, panowie, pojemy? Dajcie słoniny z komina, cebuli i razowego chleba. Potem niech będzie żur z białym serem – zarządza.
Potem bierze wyostrzony nóż, kroi słoninę na cienkie plastry. Są tak cienkie, a słonina tak miękka, że smaruje się na chlebie. Jeszcze plaster cebuli i gotowe. Smakuje wyśmienicie. Lepiej od boczku i wiejskiej kiełbasy. Zaczynamy rozmowę.
– Wiecie, ze mnie taki sołtys, co trochę w poprzek chodzi. Nie zawsze ogolony, z niewyparzoną gębą, ale z chlebem w dłoni chodzę – mówi Jachymek.
• O co najbardziej w sołtysowaniu chodzi?
– Najważniejsze, żeby ludziom ulżyć...
Pytam, jak to wygląda w praktyce.
– Oświetliliśmy wieś, zbudowaliśmy porządny przystanek, oczyszczaliśmy rowy, porobiliśmy przepusty – wymienia Stanisław Jachymek.
• Interes się rozkręca, turystów sporo, nowe inwestycje. Czy dajecie pracę ludziom ze wsi?
– Na ile możemy, dajemy. Zatrudniamy miejscowych fachowców na budowie. Teraz, kiedy ruszyła karczma, będą mogli sprzedać sobie jajeczko, miód, owoce na dżem i co tam kto ma. A jak kto w ziemi kamień znajdzie, co jest cięższy od zwykłego, albo inny ciekawy okaz – nagrody tysiąc złotych dam – odpowiada sołtys.
Samo życie
Odkąd na początku czerwca we wsi zjawiły się redaktorki z „Wysokich obcasów”, a potem w artykule „Guciów ogląda seriale” ludzie przeczytali wypowiedzi, przytaczane bez ich zgody – następnych dziennikarzy miejscowi oglądać nie chcą.
– I ja się im nie dziwię. Dopasowali w artykule ludzi do tezy i zrobili z nas jakieś straszne zadupie. Zastanawiamy się, czy gazety do sądu nie podać... – oburza się Jachymek.
Młodzi są za Jachymkami.
– Wreszcie wieś żyje. Są turyści. W muzeum pokazują takie minerały, o jakich nikt we wsi nie wiedział. Uczą historii, dobrze, że w Guciowie się osiedlili – mówi Monika Skowyra.
Starzy bardziej nieufni.
– Panie, za okna do dziś nie zapłacone. Jak schody majster zrobił i pani Jachymkowej się nie spodobały, to nie zapłaciła. Mleko się da, to trzeba pieniążki wyciągać. Ale nazwiska do gazety za żadne skarby nie dam – zastrzega się jedna z mieszkanek.
– Z Jachymkiem się procesowałem o miedzę, ale słowa złego na to, co robi, nie powiem. Udało mu się. Wyczuł miejsce, ściąga ludzi, robi na turystyce pieniądze, to mu zazdroszczą – komentuje Edward Zdybel.
– On tu gwiazdor. Piękno tej ziemi odkrywa. A że mu się życie na sukces w połowie lat jego otworzyło, to i zazdroszczą – cierpliwie tłumaczy ks. Paweł Słonopas, proboszcz parafii w Bondyrzu.
Pytam Jachymka:
• Panie Stanisławie, z tymi oknami i schodami, co mówią, że niezapłacone, to prawda?
– Kłamstwo – odpowiada krótko sołtys.
W Guciowie spał z nieba kamień szczęśliwy
Pięć lat temu Stanisław Jachymek znalazł meteoryt. Pozaziemskie ciało zostało dokładnie przebadane w Niemczech i USA. Wiek meteorytu określono na 4,6 miliarda lat, czyli tyle, ile liczy nasz układ słoneczny.
– Meteoryt, który spadł w Zakłodziu, pochodzi najprawdopodobniej z okolic Merkurego. To drugi taki obiekt znaleziony po wojnie w Polsce.
• Ile ważył?
– 8,68 kg. Więc założyliśmy tu, w zagrodzie, Polski Klub Meteorytowy – tłumaczy Jachymek.
• Taki meteoryt to prawdziwy skarb. We wsi mówią, że w Ameryce kupiłby pan za niego wielką limuzynę?
– Może bym i kupił. A ja go podzieliłem na kawałki. Najpierw rozdałem do badań, a potem rozdałem ludziom na szczęście. Kawałek zostawiłem. Jest tu, w zagrodzie. I odkąd jest, przynosi nam i gościom szczęście.
Sołtys Jachymek wierzy, że meteoryty to odpryski szczęścia i bożej łaski.
Marzenia
Jakie marzenia mają Jachymkowie?
Anna:
Żeby dzieci były zdrowe i wykształcone.
Żeby ludzie kochali swój kawałek ziemi.
Żeby Guciów żył z turystów.
Żeby znaleźli się kolejni szaleńcy, co zastawią wszystko, zostawią miasto i pójdą na wieś. Jest tu jeszcze miejsce dla innych.
Stanisław:
Żeby Bóg dał zdrowie kredyty spłacić.
Żeby władze Zwierzyńca umiały Roztocze rozpromować.
Żeby do koryta w Polsce dorwali się wreszcie ludzie o otwartych głowach.
No i żeby lotnisko w Zamościu było, bo wtedy turyści ruszą.