Rozmowa z kolekcjonerem zdjęć dawnego Lublina *)
• Co jest na pana ulubionej fotografii?
- To bardzo trudne. Nie ma jednego takiego zdjęcia, albo inaczej - jest ich wiele. Na przykład fotografia z 1915 roku zrobiona przed pocztą główną po wejściu wojsk austro-węgierskich i niemieckich. Na pierwszym planie widać przewrócony słup telegraficzny. Obok przejeżdża dorożka. To rzadkie ujęcie. Albo jedno z pierwszych zdjęć lotniczych miasta.
• 1915 to czas powstania najstarszych zdjęć z pana zbiorów?
- Nie, oczywiście są też starsze. Jedne z pierwszych fotografii miasta, to zdjęcia Wandy Chicińskiej z 1874 roku. Marcin Fedorowicz z Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN użył ich ostatnio, jako ilustracji mówiąc o Lublinie z czasów Bolesława Prusa.
• A jest data, po której powstałe fotografie już do kolekcji nie trafiają?
- Najpierw myślałem, że to będzie 1945 czyli dla Lublina 1944 rok, bo koniec wojny jest czymś naturalnym. Ale uznałem, że miasto w latach 60. i 70. też bardzo się zmieniało i takie zdjęcia warto mieć, bo wiele miejsc wygląda już zupełnie inaczej. Dlatego granica się przesunęła.
• Kolekcjonerstwo to jakaś rodzinna tradycja?
- Czy dostałem jakieś zbiory w spadku? Nie, to moja pasja. Zacząłem kolekcjonować zdjęcia jakieś piętnaście lat temu ale wszystko zaczęło się wcześniej, od pocztówek, które zbierałem szukając pewnych ilustracji historii Lublina. Na przełomie lat 80. i 90. moja praca wymagała wyjazdów zagranicznych. Zawsze miałem możliwość zwiedzania miejsc, w których byłem. Gdy dochodziło do rewizyty chciałem gościom pokazać Lublin, opowiedzieć coś o jego historii. Pewnie dat i nazwisk z tych moich opowieści nie zapamiętali zbyt wiele, ale ja doszedłem do wniosku, że dobrze by było poznać prawdziwą historię Lublina, swobodnie podawać prawidłowe daty wydarzeń i dowiedzieć się, jak kiedyś wyglądało miasto. Pomyślałem, że dawne kartki pocztowe Lublina będą do tego celu najlepsze. Tak poznałem środowisko kolekcjonerów, ich zbiory, jeździłem na giełdy. Kiedy mój zbiór zaczął coraz wolniej przyrastać, bo już mało brakowało do skompletowania tego, co wówczas wydano, zacząłem się zastanawiać nad jego poszerzeniem. W grę wchodził Kraków i Lwów, bo z tymi miastami kart wydano najwięcej albo góry. Znajomi mi odradzili. Tak pojawiły się zdjęcia dawnego Lublina. Teraz żałuję, że nie zainteresowałem się nimi wcześniej.
Ze zbiorów rodzinnych jest w kolekcji zdjęcie po dziadku Stanisławie, który pracował u Plagego i Laśkiewicza. To pamiątkowa fotografia zrobiona z okazji wyprodukowania 100 samolotu. Dla fabryki to było wielkie święto, ustawili się wszyscy pracownicy, głównie mężczyźni. Kobiet jest dosłownie kilka, ale wśród nich, obok dziadka, stoi moja babcia Marcjanna. Zdjęcie jest więc dla mnie bardzo cenne. Ma spory format, jest na tekturce, tak jak to wtedy się robiło. Pewnie wszyscy pracownicy je dostawali. Udostępniłem je Jackowi Woźniakowi, przyjacielowi, który chce by w hangarach dawnej fabryki Plagego i Laśkiewicza przy ul. Wrońskiej działała fundacja zajmująca się historią lubelskiego lotnictwa.
• Jeśli było ich dużo, gdzieś się pan na nie natknął?
- Tak, niedawno było na Allegro. Nawet dawałem znać Jackowi, że jeśli chce mieć oryginalne, to niech kupuje. Myślałem, że może ktoś usiłuje sprzedać wydruk tego mojego, ale na zeskanowanym odwrocie są inne zacieki i w innym miejscu jest przybita pieczątka.
• Ile kosztowało?
- 249 złotych, bardzo dobra cena. I nawet długo było do kupienia.
• Jak wygląda rynek archiwalnych fotografii? W zeszłym miesiącu, podczas prezentacji części kolekcji, którą udostępnił pan Ośrodkowi Brama Grodzka Teatr NN mówiono, że zdjęcia Lublina z czasów II wojny światowej dodawane były do kolekcji przez kilka lat, sztuka po sztuce.
- Tak właśnie było. Zdjęcie po zdjęciu. Sprzedają je osoby prywatne, ale w większości oferują antykwariusze. Te z okresu II wojny światowej najczęściej są z Niemiec lub Austrii, czasami ze Stanów. Sporadycznie z Francji, Ukrainy czy Słowacji. Właściwie wystarczy na Allegro czy ebay wpisać „Lublin” i przeglądać, czekając aż coś się ciekawego pojawi. Może się to stać w każdej chwili. Z tym, że nie zawsze zdjęcia są prawidłowo opisane. Zdarzają się zdjęcie z Lublina wystawione jako krakowskie. Najczęściej to odbitki 6x9, albo półpocztówki. Rzadziej pocztówkowe.
• A ceny?
- Można kupić zdjęcie za 1 euro. Są też takie po 150 euro.
• Są fałszerze w tym środowisku?
- Nie da się podrobić zapachu starego papieru fotograficznego. Zawsze wącham zdjęcia. Poza tym antykwariusze sprawdzają to co oferują, bo im zależy na opinii. Pewnie są nieuczciwi sprzedający. Ale jak patrzę na zrobione atramentem, często nienagannie kaligrafowane opisy na odwrocie zdjęć, to się zastanawiam komu by się chciało tak oszukiwać?
• Często rezygnuje pan z nabycia fotografii, bo już taka jest w zbiorach?
- Prawdziwe dublety zdarzyły mi się może ze dwa, trzy razy. Nawet jak jest jakieś bardzo znane zdjęcie, jak to z września 1939 roku na którym widać spalony kiosk i auto na Krakowskim Przedmieściu to kupuję, bo jest trochę inny kadr. Jakiś detal, którego nie ma na fotografii, którą już posiadam. Czy zdjęcia zbombardowanej katedry. Jest ich bardzo wiele, ale na jednych gruz jest uprzątnięty, na innych jeszcze nie. Inaczej uszkodzone są kolumny portyku, pojawiają się przechodnie. Każde to jakaś inna historia.
• To co stoi za decyzją o zakupie?
- Że zdjęcie zostało zrobione w Lublinie. Uważam, że zdjęcia Lublina powinny być w Lublinie.
• Czegoś panu brakuje do pełnego obrazu dawnego miasta?
- Wieniawa. Bardzo mało jest zdjęć z Wieniawy. W ogóle żydowski, przedwojenny Lublin jest słabo obfotografowany. Paradoksalnie więcej zdjęć żydowskiego Lublina jest z czasów II wojny światowej niż sprzed wojny.
• Jak przechowuje się takie zbiory?
- Z pocztówkami nie ma problemu, bo są albumy z kieszeniami w które się je wkłada. Wiadomo ile ich było w danej serii czy wydawnictwie, można zostawić miejsce czekając na uzupełnienie zbioru. Zdarzało się, że zobaczyłem jakąś pocztówkę na giełdzie, dzwoniłem do żony i mówiłem, żeby w tym a tym albumie sprawdziła tu i tu czy jest dana kartka, bo nie pamiętam czy taką mam.
• I sprawdzała?
- Sprawdzała.
• Święta kobieta.
- Święta. Dla zdjęć nie da się zaplanować miejsca w albumie, bo ich liczba po prostu jest nieznana. Nie wiadomo, co, ile i kiedy pojawi się na rynku. Po drugie zdjęcia można układać topograficznie, biorąc pod uwagę miejsce gdzie zostały zrobione. Taki sposób, najbardziej chyba oczywisty, ułatwia obserwację zmian, jakie zachodziły w mieście. Ale może należy je układać chronologicznie, biorąc pod uwagę czas powstania zdjęcia. Albo w kolejności zakupów, zwłaszcza jeśli niektóre nabytki składają się z kilku zdjęć A może powinna być istotna osoba autora? Zdarza się, że to wiem. To by się sprawdziło w sytuacji gdy jedna osoba zrobiła kilka fotografii i one się układają w rodzaj spaceru po Lublinie. Zwykle zdjęcia są pojedyncze ale bywają zestawy kilku. Rozdzielać je topograficznie? Trzymać razem? Dlatego w zbiorach jest ciągły ruch, ciągle się coś przekłada, zmienia, dokłada. Czegoś szukam, natrafiam na puste rożki. No, tak zdjęć nie ma, bo są skanowane dla Bramy Grodzkiej. Stosuję rożki i umieszczam odbitki tak, jak to się kiedyś robiło w albumach.
• Pana zbiory ilustrują bardzo różne publikacje...
- Jeśli ktoś ma pomysł jak je ciekawie pokazać, udostępniam. Tym się moim zdaniem różni prawdziwy kolekcjoner od „zbieracza”. Zbieracz zbiera, żeby mieć. Ja się dzielę. Wiele razy słyszę, żebym wydał album. Nie ma problemu, można wydać. Na starych pocztówkach, nie tylko z Lublina, jest motyw rogu obfitości. Jest róg i sypią się z niego zdjęcia. Nie chcę takiego wydawnictwa. Zdjęcia trzeba opracować, każde z nich to jakaś historia. Czasami dla nas nieznana. Jak ta na zdjęciu zrobionym na początku wojny z okna Ratusza, ale od strony Bramy Krakowskiej. W rejonie dzisiejszego budynku domu towarowego widać sporą grupę mężczyzn, cywilów pilnowanych przez Niemców. W kalendarium wydarzeń z tamtego czasu nie znalazłem informacji, która by wyjaśniała to zdarzenie. Marzę o takiej sytuacji, że przez dwa, trzy miesiące razem z Marcinem Fedorowiczem, którego wiedzę bardzo cenię, będziemy mogli się zająć wyłącznie zdjęciami.
• Traktuje pan kolekcję jak lokatę kapitału?
- Nie, choć miałem propozycje sprzedaży całości.
• Od instytucji czy osób prywatnych?
- I takie, i takie.
• Ale zdarza się, że jakieś zdjęcia pan sprzedaje...
- Nie sprzedałem jeszcze nigdy żadnego. „Zakochany w Lublinie”, tak można było powiedzieć o mnie, jeszcze zanim wymyślono ten koncert na 700-lecie miasta.
• Długo pan tak na ten Lublin choruje?
- Od zawsze, od urodzenia.
*)
18 kwietnia, w przeddzień Dnia Pamięci o Holokauście i Przeciwdziałaniu Zbrodniom przeciwko Ludzkości lubelski Ośrodek Brama Grodzka Teatr NN zaprezentował nieznane zdjęcia Lublina z okresu II wojny światowej. Fotografii, zrobionych przez niemieckich żołnierzy było ponad 130. Zostały na nich m. in. udokumentowane zniszczenia wojenne po bombardowaniu Lublina we wrześniu 1939 roku, a także ruiny Podzamcza. Ośrodek zdigitalizował je w ostatnich tygodniach i mógł udostępnić (http://teatrnn.pl/zdjeciawojenne). Zdjęcia pochodzą z prywatnej kolekcji, której właściciel chciał pozostać anonimowy. Nie zmienił zdania, ale zgodził się na rozmowę o swojej pasji.