W polskiej oświacie działają najprężniej dwa związki zawodowe: ZNP i Solidarność. Ich członkowie generalnie walczą o to samo, czyli o coraz lepsze warunki pracy i płacy, ale razem nie jest im po drodze.
Razem, czyli osobno
- Związkowcy razem byli na manifestacji w Warszawie u kresów rządów PO, ale potem ich drogi rozeszły się - opowiada nauczyciel języka angielskiego w liceum ogólnokształcącym z centrum Lublina. - Solidarność mniej lub bardziej otwarcie popierała nowy rząd i unikała oficjalnej krytyki. ZNP od początku była na „nie” i wskazywała zagrożenia niesione przez reformę oświaty.
Jednym głosem związki zaczęły mówić dopiero kilka tygodni temu. Solidarność zaczęła domagać się odwołania minister edukacji Anny Zalewskiej. Związkowcy z Solidarności żądają też podwyżek, a jeśli ich głos nie zostanie wysłuchany nie wykluczają zaostrzenia protestu.
Związkowcy podkreślają też, że mimo likwidacji godzin karcianych nauczyciele wciąż są zmuszani do pracy za darmo.
- Czasami muszą nawet podpisywać się pod tym, że robią to z własnej woli - tłumaczy Wiesława Stec, przewodnicząca Regionalnej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. - Dlatego chcielibyśmy zmiany w systemie płacy i zastąpienia pensji składającej się z wielu elementów na stały, 40-godzinny system płacy i pracy. Nauczyciele mogą pracować dłużej w szkołach sprawdzając klasówki i mając czas na spotkania z rodzicami zamiast zmieniać się w źle opłacanych nauczycieli objazdowych. W naszym województwie nie brakuje nauczycieli, na przykład fizyków i chemików, pracujących jednocześnie w siedmiu szkołach, którzy dojeżdżają do nich na swój koszt i nie mają czasu na rozmowy z uczniami, bo spieszą się na kolejne zajęcia.