Mimo wielomilionowej dotacji od rządu sytuacja w PKS Puławy nie wygląda różowo. W ostatnim czasie z pracą pożegnało się kilkanaście osób. A ci, którzy zostali nie dostają pensji na czas.
– Restrukturyzacja ma się zakończyć w 2013 roku, a to oznacza, że do tego czasu firma ma nie tylko wyjść z długów, ale również zacząć przynosić zyski – tłumaczy Edward Osuch, prezes PKS Puławy.
Niedawno spółka ogłosiła przetarg na zakup nowych autobusów. Pracownicy zaalarmowali nas jednak, że sytuacja w firmie jest tak zła, że nie ma pieniędzy na paliwo.
– Są też spore zaległości w wypłacie poborów. Nie dostajemy pensji od lutego. W dodatku, żeby ratować sytuację, zabierane są pieniądze z funduszu socjalnego – czytamy w e-mailu przesłanym do naszej redakcji.
Prezes puławskiego przedsiębiorstwa potwierdza te informacje.
– Mamy opóźnienia w wypłatach pensji, ale nie dotyczą one wszystkich pracowników, a jedynie części. To stan przejściowy spowodowany brakiem wpływów na nasze konto. Ceny paliwa ciągle idą w górę, a ceny biletów nie mogą u nas wzrosnąć, bo konkurencja i tak już jeździ po niższych kosztach niż my – tłumaczy Osuch.
Według Osucha, działające w spółce związki zawodowe zgodziły się na rezygnację w ubiegłym roku z wypłat funduszu socjalnego. Teraz wszystko wróciło do normy.
– Średnia wieku naszych pracowników jest bardzo wysoka. Sporą część pieniędzy pochłaniają wypłaty nagród jubileuszowych, wynikających ze stażu pracy, i innych świadczeń z mocy układu zbiorowego podpisanego ze związkami – wyjaśnia Osuch.
Mimo wcześniejszych informacji prezesa, że firma nie będzie zwalniać ludzi, okazało się to nieprawdą. W tym roku wypowiedzenia dostało już ok. dziesięciu osób.
– Cięcia są konieczne, ale nie dotyczą kierowców czy innych pracowników produkcji. Większość zwolnionych to pracownicy umysłowi oraz sprzątaczka i palacz. Nie wykluczam, że w tym roku będą musieli odejść kolejni. Wszystko zależy od sytuacji finansowej spółki – mówi prezes PKS Puławy.