Według zmian, które proponuje rząd, wybory w gminach powyżej 20 tys. mieszkańców będą odbywały się systemem proporcjonalnym. Będzie promował duże ugrupowania polityczne i utrudni wejście do rady miasta samorządowcom niezależnym.
Projekt zmian w ordynacji wyborczej wywróci do góry nogami system, który obowiązywał ostatnio m.in. w Puławach. Chodzi o rezygnację z jednomandatowych okręgów wyborczych, czyli tzw. JOW-ów. W ich miejsce ma wejść system proporcjonalny, bazujący na listach wyborczych.
Na czym polega różnica? W obecnym systemie okręgów wyborczych jest tyle samo, co miejsc w radzie, w każdym z nich wygrywa jedna osoba i to ona otrzymuje mandat. W nowym systemie będą liczyły się głosy oddane w sumie na daną listę – czyli ugrupowanie polityczne. Do ilości tych głosów (w całym mieście) proporcjonalnie dostosowana zostanie ilość mandatów.
Zaletą tego jest to, że nawet jeśli dana partia przegra we wszystkich okręgach, ale zdobędzie wysoką ilość głosów, jej kandydaci znajdą się w radzie. Wadą z kolei jest ograniczenie do minimum szans na zwycięstwo osób niezwiązanych z silnymi ugrupowaniami.
– Moim zdaniem odbije się to negatywnie na poziomie lokalnej polityki. Wielu obywatelom zostanie w ten sposób odebrane prawo wyborcze, bo nie będą w stanie samodzielnie konkurować w jednym okręgu z partiami politycznymi. My walczymy o to, żeby to bierne prawo wyborcze, które jest podstawowym prawem obywatelskim, zostało zachowane. I nie tylko w gminach do 20 tys. mieszkańców, ale także w większych miastach, powiatach i sejmikach – mówi Jakub Kulesza, poseł ruchu Kukiz’15.
Podobnego zdania jest radny Piotr Sadurski (PO). – Przy JOW-ach kandydat na radnego jest znany w swoim środowisku, zna jego problemy, identyfikuje się z nim i sam musi zabiegać o poparcie. W systemie opartym o listy, jest już zupełnie inaczej. Obawiam się, że ta zmiana spowoduje powrót do starych problemów, a niektóre okręgi mogą nawet stracić swoich reprezentantów – argumentuje.
Odrzucenie JOW-ów krytykuje także radny Paweł Maj. – Ta zmiana scementuje partie polityczne i istniejące układy. Utrudni dostęp do samorządu społecznikom, którzy do nich nie przynależą. Na upartyjnionych listach mogą pojawić się ludzie przeciętni, ale wierni „słusznej” linii partyjnej – przekonuje radny, który wprowadzenie ordynacji proporcjonalnej nazywa szkodliwą i niezrozumiałą. – To jest duży krok wstecz – dodaje.
Zalety obecnego systemu dostrzega także Marzanna Pakuła, szefowa klubu PiS w puławskiej radzie miasta.
– Każda ordynacja ma swoje wady i zalety. Tej dotychczasowej trzeba oddać to, że umożliwia bardzo dobry kontakt z wyborcami. Ja bardzo często z nimi rozmawiam, doradzam i pomagam, znamy się. Gdy okręgi będą duże i będzie ich mniej, ten kontakt będzie słabszy – mówi, dodając, że ostateczny kształt projektu ustawy nie jest jeszcze znany i wiele może się jeszcze zmienić.
Zmiany proponowane przez rząd popiera natomiast radny Paweł Matras (PiS) związany ze stowarzyszeniem „Przyjazne Włostowice”. – Uważam, że one są potrzebne, szczególnie w przypadku ograniczenia kadencyjności organów wykonawczych w jednostkach samorządu terytorialnego. Przywrócenie proporcjonalnej ordynacji do rad gmin otwiera drogę dla różnych ugrupowań, gdyż w przeciwieństwie do jednomandatowych okręgów, osoby które uzyskały dużą ilość głosów, mają szansę dostać mandat. W przypadku JOW-ów, nawet połowa poparcia wyborców dla danego komitetu, nie gwarantuje miejsca w radzie dla jego kandydatów – zauważa samorządowiec.