„Puławy nie mogą być dojną krową”, „Zostaliśmy zmarginalizowani ekonomicznie i w decyzyjności”, „Mrówka połknęła słonia” - takie sformułowania padały podczas posiedzenia plenarnego Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego, która zajęła się sytuacją w Zakładach Azotowych „Puławy”. Prezes spółki uspokajał, że nie należy wyciągać pochopnych wniosków
Problemy pracowników puławskiego zakładu miały zacząć się jeszcze w 2012 roku, kiedy została zawarta umowa konsolidacyjna pomiędzy spółkami z Tarnowa i Puław. Połączyły się one w jedną grupę kapitałową. Zdaniem związkowców, zakładem konsolidującym została firma w Małopolsce, czyli – jak tłumaczyli – podmiot słabszy ekonomicznie. Przez to rola ZA „Puławy” miała zostać zmarginalizowana, a wszystkie ważne dla pracowników decyzje miały być podejmowane w Tarnowie.
– Rola Puław spada systematycznie. Było wspomniane to, że udział przedstawicieli Puław w organach statutowych spółki jest ograniczany. Dziś, w pięcioosobowym zarządzie, mamy tylko jednego przedstawiciela Puław (chodzi o Andrzeja Skwarka – dop. red.). Jest to człowiek wybrany z załogi, także właściciel nie miał tutaj nic do powiedzenia. To świadczy o tym, jaka jest pozycja Puław w grupie – mówił Sławomir Kamiński, przewodniczący rady oddziału „Solidarności” Ziemi Puławskiej.
Faktem jest to, że w sześcioosobowym zarządzie całej Grupy Azoty nie ma ani jednego przedstawiciela Lubelszczyzny. Według umowy konsolidacyjnej, Puławy powinny mieć swojego reprezentanta w tym gronie.
– Podejmujemy decyzje samodzielnie, kolegialnie w zarządzie. Nie zawsze jest tak, że mamy pięć głosów „za”, ale najczęściej tak jest. Tak to może zostało odebrane, że – hipotetycznie – Tarnów wydaje polecenia i zarząd puławski, będący „na kolanach”, podejmuje takie decyzje. Niczego takiego nie ma. Zaprzeczam takiemu sformułowaniu – wyjaśniał Krzysztof Bednarz, prezes zarządu Zakładów Azotowych „Puławy”.
Pod adresem prezesa ZA padło wiele zarzutów za strony obecnych na spotkaniu związkowców. Najpoważniejszym było to, że z firmy wyprowadzane są pieniądze, które trafiają do innych spółek z Grupy Azoty. Dodawali oni również, że nie mogą mówić wprost o tej sprawie w obawie o procesy sądowe.
– Co do gróźb procesowych, to one są faktem. Związkowcy są pozywani za wypowiedzi dotyczące sytuacji w zakładzie pracy i sytuacji w całej grupie. Nie tylko związkowcy, ale i organizacje związkowe. Do tego wszystkiego są rzeczywiście zwalniani działacze związkowi, będący pod szczególną ochroną i to są fakty – tłumaczył Kamiński.
– W mojej ocenie, ze strony związkowców zostały powiedziane o jedno, bądź o dwa słowa za dużo. Ktoś konkretnie poczuł się dotknięty takim, czy innym sformułowaniem, wstąpił na drogę sądową i się dzieje. Ale to nie dlatego, że to jest akurat związkowiec – odpowiadał na ten zarzut prezes Bednarz.
Od 2015 roku w ZA „Puławy” kwota wypłacanej dywidendy, czyli części zysku po opodatkowaniu, która trafia do akcjonariuszy spółki, sukcesywnie maleje – od ponad 200 milionów do ponad 85 milionów złotych (za 2017 rok). Dywidenda może być wypłacana z całości zysku albo tylko z jego części. Największym akcjonariuszem jest Grupa Azoty S.A. w Tarnowie, która posiada niemal 96% udziałów w tej spółce.
Puławski zakład osiąga najlepsze wyniki finansowe w całej Grupie. W 2017 roku z kwoty 489 milionów złotych zysku netto, firma na Lubelszczyźnie wypracowała 258 milionów złotych. To przede wszystkim zasługa wzrostu sprzedaży kapro-laktamu, melaminy i mocznika. Spadek zanotowano za to w przypadku sprzedaży nawozów.
Jak podkreślił prezes Bednarz, spółka ponosi coraz większe koszty ze względu na rosnące ceny gazu, węgla i prądu. Dlatego jej wynik finansowy jest obniżany.
Stały zespół WRDS ma dokładnie zbadać sprawę Zakładów Azotowych „Puławy”. Głównym wnioskiem z posiedzenia było to, że konsolidacja z 2012 roku została źle przeprowadzona, bo ze stratą dla puławskiej firmy. Zdaniem związkowców, potrzebna jest zmiana systemowa funkcjonowania całej grupy tak, żeby żadna ze spółek nie była – jak sami stwierdzili – uprzywilejowana.