Rozmowa z Natalią Kiwszyk, właścicielką Agencji Pośrednictwa Pracy "Bug” w Lublinie.
– Od 20o6 r. Sprowadzam pracowników głównie z zachodniej Ukrainy. Są bardzo pracowici, łatwo się z nimi dogadać. Próbowałam też współpracować z Białorusią. Ale nic z tego nie wyszło. Dzwoniłam do tamtejszych urzędów pracy, ale powiedzieli, że najpierw "muszą mnie sprawdzić”. Od lat współpracuję więc z ukraińskimi biurami. Szukamy ludzi głównie do prac sezonowych, których nie chcą Polacy, głownie w polu i w przetwórstwie.
• Jak szukacie pracowników?
– Tylko przez sprawdzone biura na Ukrainie. Dajemy ogłoszenia w ukraińskiej telewizji, gazetach. Potem pomagamy w wyrobieniu wiz, zapewniamy polskie numery komórkowe, a ja osobiście odbieram ich na dworcu. Spisujemy też kontrakt, który pracownicy podpisują jeszcze przed przyjazdem. Jest tam wszystko: stawki i warunki. Tak, by potem nie było nieporozumień. I nikt nie mówił, że miało być 2 zł za kg malin, a jest 1 zł...
• Ile Ukraińcy zarabiają w Polsce?
– 6-7 zł za godzinę. Średnia dzienna stawka to 60 zł bez wyżywienia. Wychodzi 1200-1500 zł miesięcznie. Uważam, że to w porządku. Ale pod polskimi konsulatami na Ukrainie nie brakuje oszustów, którzy wmawiają ludziom, że dostaną tu 15-20 zł za godz. Niezbędne do otrzymania wizy dokumenty, które agencje wystawiają za darmo, można tam kupić po 500-600 euro. I opowiadają bajki, że wystarczy tylko przyjechać na dworzec i będzie na nich czekała kolejka pracodawców.
• Przyjeżdżają, a tu nikt nie czeka...
– Wtedy zaczynają wydzwaniać do mnie. W święta, niedziele, nocami... Ludzie, którzy ich oszukali, znikają. A nieuczciwe firmy zmieniają nazwy. I działają dalej.
• Skąd pomysł na taką działalność?
– Byłam na szkoleniu z pisania projektów unijnych dla bezrobotnych, gdy dowiedziałam się, że Ukraińcy będą mogli pracować w Polsce legalnie. Zaczęłam pytać o to w urzędach, ale nikt nic nie wiedział. Byłam pierwsza. W tamtym czasie poznałam panią, która ma dziś podobną agencję na Ukrainie. Do dziś współpracujemy.
• Łatwo znaleźć pracowników sezonowych?
– W tym roku brakowało rąk do pracy. Po tamtej stronie granicy zgłosiło się mało Ukraińców. Nawet rozklejałam ogłoszenia w Lublinie. Ale nikt się nie zgłosił. Mimo, że dla pracownika moje usługi są bezpłatne.
• A dla pracodawcy?
– 150 zł za znalezienie jednego pracownika. Dla rolników stawka jest niższa – 120 zł. Oczywiście stali klienci mogą liczyć na zniżki.
• Dużo osób korzysta z usług Pani biura?
– Na przykład w 2008 r. wysłałam do pracy ponad 400 osób w 55 miejsc. Później już zaczął się kryzys. W ubiegłym roku za moim pośrednictwem do pracy w Polsce przyjechało niecałe ok. 200.
• Jaka to zwykle praca?
– W polu, w gospodarstwie, na wesołym miasteczku, do wyrębu lasu. A także sprzątaczki, pokojówki, pielęgniarki do pomocy osobom starszym. Ale już np. kucharze się nie sprawdzili, bo okazało się, że nie znają polskich potraw. Zresztą ja stawiam na pracowników niewykwalifikowanych.
• Dlaczego?
– Bo nie mogę sprawdzić ich kwalifikacji. A papiery mogą mieć podrobione. Teraz na przykład przyjechało ośmiu ślusarzy i czterech wraca z powrotem.